Hania Rani – prywatnie Raniszewska – jako świetna kompozytorka i pianistka, zawsze miała jakiś koncept na longplay. „Biała flaga” z 2015 roku to płyta nagrana z wiolonczelistką Dobrawą Czocher, poświęcona była twórczości polskiego artysty Grzegorza Ciechowskiego, którego kompozycje stały się inspiracją do powstania nowych aranżacji a także własnych utworów. „Mi” projektu Tęskno, współtworzonego z wokalistką Joanną Longić, okrzyknięty jednym z najbardziej obiecujących projektów 2018 roku, starał się wymknąć podziałowi na znane gatunki i style, łącząc brzmienia akustyczne z nowoczesnymi. Po tym wszystkim Hania Rani zresetowała swoje poczynania, oczekiwania i zobowiązania, tworząc „Esję”, zrodzoną z fascynacji artystki fortepianem oraz chęci zinterpretowania na własny sposób jego możliwości dźwiękowych i harmonicznych.

Całość została nagrana w Reykjaviku, Warszawie i Amsterdamie. I może właśnie różnorodność miejsc powstawania krążka sprawiła, że jego brzmienie jest tak wielowymiarowe. Artystka zadbała o każdą kwestię, właściwy moment i otoczenie dla konkretnych dźwięków. Dzięki jej perfekcjonizmowi możemy rozkoszować się na przykład utworem „Biesy”, w którym usłyszymy wspomnienia jazdy z przyjaciółmi przez wąskie leśne drogi w Bieszczadach.

Hania Rani potrafi być powściągliwa, a jednocześnie frywolna. „Esja” jest kameralna, ale równocześnie bezkompromisowa. Sekret jej magii tkwi w pełnych wdzięku frazach, złożonych ze starannie dobranych nut pełnych, rozdzielonych wymownymi pauzami czy wybrzmieniami chromatycznych akordów. Rani ma też dar układania barwnych kompozycji, hipnotycznie pięknych i prostych. „Hawaii Oslo”, „Glass” to bajkowe cacuszka, których czar udało jej się spotęgować w improwizacjach.


Towarzyszące nagraniom harmonijne dźwięki i proste z pozoru frazy przestają być monotonne. Ta repetycyjność zaczyna mieć głęboki sens, a ciągłe powtarzanie nastroju nagrań stwarza dualizm, polegający na pogodzeniu ze sobą dwóch z pozoru wykluczających się stanów: trwania i ciągłej zmiany. Paradoksalnie ekspresję wzmaga nie tylko narastanie dźwięków, ale gęste nasycenie ciszą.

Rani gra melancholijnym, owianym romantyczną mgiełką dźwiękiem, tworząc istotnie zwartą konstrukcję z dziesięciu kolejnych nagrań. Znakomita jest dynamika wykonania – pianino we wszystkich jego odcieniach brzmi bardzo dobrze, pełnie. Uderzająca jest logika prowadzenia formy, nadrzędna nawet wobec romantycznego charakteru tej muzyki. Spokojna narracja, bez nadmiernej egzaltacji i sentymentalizmu, na których tle, niespodziewany, transowy „Now, Run” to prawdziwa perełka prostoty i komunikatywności. A wszystko przepełnione gracją, polotem i wielkomiejskim romantyzmem. Muzyka jak wino pite dla kurażu przy pisaniu listów miłosnych.

Ocena płyty: