Adam Bałdych to prawdziwy sztukmistrz. Rzekłbym nawet rzemieślnik dźwięków. Łączy w swojej grze klasykę, jazz, rozrywkę i to coś, co dodatkowo nadaje całości blasku. Taki tajemniczy składnik Bałdycha. Jego Quartet w swoim aktualnym dziele „Sacrum profanum” zawiera wszystkie te atuty wzmocnione kilkukrotnie. Skład instrumentalny opiewa w przyjemny patriotyzm. Skandynawskich, wypróbowanych już muzyków zastępują polscy: Michał Barański (kontrabas), Dawid Fortuna (perkusja) oraz Krzysztof Dys (fortepian).

Album zawiera 5 autorskich utworów skrzypka i 5 przearanżowanych, naprawdę grubych klasyków. Odkopany z czeluści Watykanu utwór świętej Hildegardy of Binden wcale nie brzmi jakby musiał być tyle lat trzymany w ukryciu. A był. Nie dane mi zgłębić natury ukrywania dzieł sztuki… ale to nie jest istotne. Znajduje się tutaj także “Bogurodzica”. Tak, dokładnie ten klasyk, który Polacy wytatuowali w swoim kulturalnym DNA. Daleki jestem od klasycznych interpretacji, dlatego z ogromnym szacunkiem i spokojem uznaję tę aranżację za najlepszą z najlepszych.

Jak już powiedziałem Bałdych jest rzemieślnikiem-artystą, który z dźwięków potrafi uformować barwy, pejzaże oraz historie. Nie znajdziemy tu przewodniego stylu, ani charakterystycznych motywów w jego grze. Jest on naturalnie swobodny. Od łagodnego oddechu w „Miracle Of ’87” nasączonego szczyptą orientu, po dynamiczne i energetyczne „Profundis”. Muzyka tego artysty kojarzy mi się z dość trudnym aranżem i nieco większym skupieniem. Jego dwa poprzednie albumy balansują na krawędzi zdecydowanego uwielbienia, jak i twardej skorupy niedostępności.

Sacrum profanum” jest dla mnie zdecydowanym ugruntowaniem jego pozycji pośród najwybitniejszych jazzmenów naszych czasów. Doskonałym tego dowodem jest Jego interpretacja „Concerto For viola And OrchestraSofii Gubaiduliny. Jakże trudna, a jednocześnie jakże wciągająca.

Mogłoby się wydawać, że brak na albumie tłustych solówek i wzniosłych argumentów kunsztu współudziałowców. Nic bardziej mylnego. To wszystko tu jest, ale wklejone zostało pomiędzy frazy, dźwięki i pauzy. „Miserere” na przykład jest przejmująco minimalistyczne w swojej formie, ale aż kipi od emocji i drgań. Płynie cienkim strumieniem celując w sam środek uwagi słuchacza. Tutaj właśnie ukryte jest całe sedno, na którym chciałbym się skupić.

Adam Bałdych nie jest muzykiem codziennym. Może i wyskakuje obecnie z każdego portalu internetowego i każdego czasopisma, które poświęcone jest muzyce jazzowej. Wszech obezwładniające wywiady, recenzje i reklamy,. Nie dziwmy się, że współpracuje On z niemiecka wytwórnią ACT, dzięki której jego muzykę można kupić na całym świecie. Całym! Gdy astronomowie ogłaszają zaćmienie słońca, każdy chce w tym uczestniczyć i choć na chwilę poczuć siłę kosmosu. Adam ma ten kosmos w swoich dźwiękach i duma mnie rozpiera, że dane mi jest być przy tym tak blisko. Łączy nas bowiem ten sam czas istnienia. Tu i teraz. Sacrum. Profanum.

Ocena płyty: