Ania Karwan na dobre zaistniała na rynku muzycznym dzięki programowi „The Voice of Poland”, w którym okrzyknięto ją wschodzącą divą polskiej sceny muzycznej. Jest utalentowaną artystką, która właśnie wydała swój debiutancki album, zatytułowany, po prostu, „Ania Karwan”. To płyta wyważona, adekwatna do każdego nastroju i każdej pory dnia. Czaruje swoją prostotą, melodyjnością i profesjonalizmem autorki.

Płyta brzmi naprawdę dobrze, choć nie ma na niej muzycznych szaleństw, a pierwsza myśl po przesłuchaniu tego albumu to „O Boże, kolejna Ania Dąbrowska”. Trudno jest liczyć na oryginalność przy pierwszym podejściu, ale singlowy „Czarny świt” sugerował jednak trochę inny repertuar. Oprócz niego wyróżnia się „Babilon”, bodaj najlepszy utwór w tym zestawie, z kolei „Głupcy” brzmi, jakby zaplątał się z płyty Karoliny Kozak.

Piosenki zgromadzone na płycie trudno od siebie odróżnić. Wrażenie monotonii potęgują decyzje Bogdana Kondrackiego – producenta płyty. W kolejnych utworach brakuje „smaczków”, drobnych efektów. A jednak, mimo wszystkich zastrzeżeń, „Ania Karwan” jest chyba jedną z najciekawszych polskich płyt, jakie trafiły do sklepów w ciągu ostatnich miesięcy. Ania Karwan jest frapującą osobowością. W przeciwieństwie do wielu gwiazd popu, oferuje coś więcej niż tylko sprawnie przygotowaną muzyczną konfekcję.


Najważniejszym atutem wokalistki jest swoista bezpośredniość, bezpretensjonalność. Ania nie zadziwia skalą głosu, nie eksperymentuje, ale spokojnie, bez pośpiechu opowiada historie „z życia wzięte”. Swą muzykę kieruje do ludzi prostych, a zarazem dojrzałych, wrażliwych. I o nich też śpiewa. To jedna z tych płyt, które powstały pod wpływem serca, a nie rozumu.

Siłą płyty jest muzyczna elegancja zawarta w prostocie. To z pozoru ckliwy, melodyjny, traktujący o uczuciach pop, ale pełen wyrafinowanej fantazji i perwersyjnej, obrazoburczej poetyki. Muzyka Ani majestatycznie płynie wśród gwiazd – ale tylko po to, by teksty spowodowały tym boleśniejszy upadek. Artystka kołysze spokojnymi, łagodnymi melodiami, by doprowadzić nas nad krawędź smutku. Usypia delikatnymi, lekko zamazanymi gitarami, by zaraz obudzić pulsującym rytmem perkusji. Ania Karwan bawi się błogostanem i niepokojem, słodyczą i goryczą, szpetotą i pięknem.

Ocena płyty: