Kiedy pierwszy raz usłyszałem utwór „Tonę” zamurowało mnie. Kto to jest? Skąd się wziął? Jak zrobił w mojej głowie takie zamieszanie? Krzysztof Iwaneczko, bo o nim mowa okazał się zwycięzcą jednego z wokalnych show, ale to absolutnie nie jest dla mnie istotne. Najważniejsze, że po jednej piosence wzbudził we mnie ciekawość i wręcz zauroczenie swoim głosem. Jest w nim magia, zdecydowanie i oryginalność. Wykonanie tego utworu na Opolskim Festiwalu utwierdziło mnie w przekonaniu, że oto nadchodzi wielki artysta, którego od lat wyczekuję na naszej męskiej scenie muzycznej.


Kolejnym singlem zapowiadającym album jest „Pozwól”. Znowu petarda i niesamowita głębia. Teledysk jakże wymowny i wciągający. Zacząłem więc niecierpliwie dreptać, aby czas biegł szybciej, bo ja chcę już cały album! No i jest. „Jestem.” Krzysztofa Iwaneczko w pełnym świetle dostępny dla każdego. A co na nim? No właśnie… Po wulkanach jakimi okazały się dwa pierwsze single, moja niecierpliwość zamieniła się w mały niedosyt. Ogromne uznanie, że płyta w większości jest po polsku. Tego mi właśnie było trzeba! Teksty są bardzo osobiste. Poprzez miłość, rozstanie, niemoc, wiarę i nadzieję dostajemy obraz niezwykle wrażliwego artysty.


Aranżacyjnie i produkcyjnie nie do końca wiadomo, w którą stronę się idzie. Jest energetyczne funky („By my side”, „Wkręcam”), są liryczne soulowe ballady („Jeden krok”, ”Teraz wiem”, ”Wiara”), znajdziemy tu popowe radiówki („Rozstania”, „Wherever u go”), jest głęboki majestatyczny duet z Atom String Quartet („To nie sen”), no i dwa wielkie giganty, które promują te zapiski emocji i myśli. Trzeba wspomnieć, że autorem prawie wszystkich tekstów i kompozycji jest Iwaneczko. Mój jedyny problem tkwi w tym, że utwory są tak poukładane, że nie do końca potrafię się do nich przykleić i ogarnąć jako całość. Trochę jakby losowo przydzielono im numerację na płycie. Na szczęście największą robotę robi tu ciepły, przejmujący i charyzmatyczny wokal Krzyśka. Nie będę go do nikogo porównywać, bo uważam że zasługuje on na swoją autonomię. Na „Jestem.” nie słychać z kolei pełni możliwości i całej palety tego co potrafi ten wokalista. Myślę, że to dobrze. Karty należy wykładać powoli. Jeśli tylko będziecie mieli okazję to idźcie na jego koncert. Bez żadnego ryzyka powiem, że dzisiaj nie ma drugiego tak zdolnego męskiego głosu. Dlatego też ta płyta jest dla mnie swoistym intro do tego co czeka nas w karierze Krzyśka. Komunikuje nam, że jest gotowy do drogi, a ja pewno nie będę jedynym, który dotrzyma mu kroku jako słuchacz.

Ocena płyty: