Wicked Heads, Maja Kleszcz & Incarnations, Kim Nowak i największa gwiazda festiwalu, Jason Ricci z zespołem The Bad Kind.

Wicked Heads pokazali ogromną klasę i rasowe brzmienie. Nikt nie miał dziś wątpliwości, że ich zeszłoroczne zwycięstwo w przeglądzie zespołów było zasłużone. Kasia Miernik, kobieta bardzo konkretna w wypowiedziach z konkretnym wokalem, wraz z towarzyszącymi jej muzykami udowodnili, że w naszej szerokości geograficznej jest miejsce dla prawdziwej Americany.

Wicked Heads foto Jacek Smoter Wicked Heads I foto Jacek Smoter

Maja Kleszcz wraz z zespołem Incarnations przenieśli nas w bardzo romantyczne i liryczne klimaty. Zaprezentowali utwory z najnowszej płyty, nomen omen, “Romantyczność” oraz kilka klasyków z poprzednich albumów. Maja jak zawsze magnetyczna, przyciągająca uwagę. Intrygowała zarówno niesamowitym głosem – raz delikatnym, raz bardzo mocnym i zadziornym – ale również ogromną ekspresją i bardzo przemyślaną interpretacją prezentowanych utworów. Ogromnie emocjonalne i liryczne teksty oraz wyjątkowe wykonanie mogły wzruszyć niejednego świadka tak dobrego występu.

Maja Kleszcz & Incarnations I, foto Jacek Smoter Maja Kleszcz & Incarnations, foto Jacek Smoter Maja Kleszcz&IncarnationsII foto Jacek Smoter

Nastrój, w który wprowadziła wszystkich Maja Kleszcz & Incarnations totalnie zdewastował Kim Nowak, ku uciesze znacznej części tłumu, przybyłego głównie z miłości do tej kapeli. Ostre rockowe brzmienie, sygnowane nazwiskami Waglewskich i Sobolewskiego, nie mogły się nie podobać. Było głośno, a tłum szalał. Fisz to artysta, który doskonale radzi sobie w muzycznym przekazywaniu swoich myśli, niezależnie od gatunku, w jakim się w danym momencie porusza. To pewnie jeden z powodów, dla których pociąga za sobą rzeszą fanów.

Kim Nowak foto Jacek Smoter Kim NowakI foto Jacek Smoter

Na koniec na scenie pojawiła się największa gwiazda wieczoru – Jason Ricci z zespołem The Bad Kind. Panowie przybyli na Bluesroads prosto z Nowego Orleanu. Na scenie mogliśmy zobaczyć kilkoro muzyków, bardzo charakterystycznych zarówno pod względem stylu gry, jak i prezencji. Niesamowicie energetyczny, momentami nastrojowy, a bez wątpienia autentyczny i genialny występ na długo zapadnie nam w pamięć. Podczas tego koncertu na scenie wydarzyło się niemal wszystko. Zasłuchani w przejmujących, bluesowych i bardzo emocjonalnych balladach, chwilę później byliśmy wyrywani z nostalgicznego nastroju przez bardzo punkowe numery. Jason podczas występu czuł się jak ryba w wodzie, zupełnie swobodnie. Raz nawet przeturlał się przez scenę, był po prostu sobą. Jego wokalne interpretacje utworów były szczere do bólu, a kunszt gry na harmonijce przerastał powszechne wyobrażenie o możliwościach tego małego instrumentu. Oprócz autorskich utworów usłyszeliśmy także covery, m.in. Die Antwoord “I Fink U Freeky” oraz Lou Reeda “Walk On a Wild Side”. Autentyczna przyjemność z gry i zabawa muzyką, jaką zaprezentowali nam występujący, naładowała zgromadzonych pozytywną energią. Różnorodność gatunkowa usatysfakcjonowała każdego fana dobrej muzyki. Ponadto nasza gwiazda okazała się być bardzo ciepłą i przyjazną osobą. Po koncercie najwięksi fani oczekujący pod sceną mogli liczyć na autograf, krótką konwersację i wspólne zdjęcie z idolem. Aż chciałoby się powiedzieć – “Jason! We fink u freeky and we like you a lot”!

Jason Ricci&The Bad Kind foto Jacek Smoter Jason Ricci&The Bad KindI foto Jacek Smoter Jason Ricci&The Bad KindII foto Jacek Smoter