Czegoś takiego jeszcze nie słyszeliście, no, chyba, że śledzicie rozwój kariery Fat Freddy’s Drop od zarania.  Easy listening spotyka reggae’ową tradycję.

Najpierw trochę historii. Fat Freddy’s Drop był nowozelandzkim fonograficznym objawieniem poprzedniej dekady. Szturm po sukces rozpoczęli, wydając swój pierwszy studyjny album w 2005 roku pt. „Based On A True Story”. W rodzinnym kraju praktycznie nie mieli konkurencji, podczas plebiscytów muzycznych otrzymywali wszystkie możliwe nagrody w jakich byli nominowani.

Fat Freddys Drop Bays cover

W dziesięć lat od tego epokowego wydawnictwa, producenci z Wellington przypominają, za co tak pokochaliśmy kreatorów reggae-elektronicznych pejzaży z Antypodów. Najnowszy album „Bays”, to godzina muzyki, którą lekarze mogliby z powodzeniem przepisywać jako panaceum dla strapionych i sfrustrowanych.

Reggae to duża dawka koloru w codziennej szarości. Taka też jest ta płyta – pozytywna, cudownie wręcz relaksująca i wciągająca bez reszty od pierwszej do ostatniej minuty. Jednak określenie reggae w przypadku muzyki Fat Freddy’s Drop okazuje się trochę za kuse. I to nie dlatego że jeden z utworów („Wheels”) to latynoski, elektroniczny jazz, a inny („Makkan”) to hipnotyczna ballada, zaśpiewana tak, że człowiek od razu chciałby pójść na plażę i się zakochać.

Fat Freddy’s Drop często tworzy harmonie oparte na licznych dęciakach. Odlatując w kierunku soul, nigdy nie zapuszcza się jednak zbyt daleko w te piosenkarskie klimaty. Muzycy zadbali również o oryginalne brzmienie i rytmy, które mimo że oparte na konwencjonalnych reggae’owych zagrywkach, brzmią nowo i nietypowo.

Do nieśmiałych tanecznych podrygów zachęca „Fish in the Sea” – bezpretensjonalny, cieplutki house. Do błogiego lenistwa – „Wairunga Blues”, pastelowa, snująca się niespiesznie elektronika z domieszką soulu, jazzu, hip hopu i letniego słońca. Oba utwory dowodzą, że martwe, elektroniczne urządzenie, jakim jest sampler, potrafi odwzajemniać uczucia swojego właściciela.

www.youtu.be/S-JTTNNL5qQ

Jeszcze ciekawiej jest w „Cortina Motors”, gdzie Fat Freddy’s Drop zamiast eksponować partie rytmiczne, zagęszcza brzmienie, podąża w podobnym kierunku, co słynni Kruder & Dorfmeister. Miks jest wycyzelowany, subtelny, „płynie” i równie dobrze nadaje się do słuchania, co do tańca.

Dopełnieniem tej krainy nieziemsko pięknych dźwięków jest śpiew Dallasa Tamairy. Jego satynowy wokal na tle przepięknie ułożonych planów dźwiękowych, złożonych z trąbek, perkusji i pulsującego basu, nadaje płycie egzotycznego brzmienia Pacyfiku.

Twórcom „Bays” udało się osiągnąć najważniejszy cel – nagrali album świeży, oryginalny i stylowy. To bardzo eklektyczny, a zarazem łatwy w odbiorze materiał – jakby efekt sytuacji niemożliwej, w której na jednej płycie występują Air, Jamiroquai i Bob Marley. Najwyższa jakość muzycznej rozrywki.

Ocena płyty: