Oczarowali mnie już w 2012 roku piosenką „Treat Me Like Fire”. Jillian Harvey – wokalistka duetu Lion Babe, Amerykanka o niebanalnej urodzie, śpiewała delikatnie, niespiesznie, wręcz leniwie. Była jak przeciągająca się kotka i nawet nie w głowie było jej pokazywać pazury. Minęło kilka lat, Lion Babe dojrzał i jeszcze więcej w ich utworach uroku.

Cover_Begin_300CMYK-kopia

W myśl zasady, że nowych interesujących głosów na soulowej scenie nigdy dość, debiut młodych Amerykanów witam z nieskrywaną radością. Jest w głosie panny Harvey coś z Erykah Badu – podobna barwa, pasja i emocje, z jakimi wyśpiewuje miłosne frazy. Jest uwodzicielska nuta, dzięki której jej znakomicie zaaranżowane soulowe bujanie przykuwa uwagę nie mniej skutecznie niż uroda czekoladowej piękności. Jest wreszcie na „Begin” wiele przebojowych czarnych perełek, które tak w sypialni, jak i na listach poradzą sobie świetnie, a gwieździe Lion Babe pozwolą już niedługo zaświecić pełnym blaskiem.

Nowojorski duet dobrze wie, że aby robić dobry soul, trzeba być o pół kroku za modą. Ich debiutancka płyta streszcza wszystko, co było trendem w minionym sezonie. Ton nadają jej: fuzja elektronicznego R&B z hip hopem i tanecznymi rytmami. Z pozoru brzmi to jak robota dj-a amatora, gdzie nic nie trzyma się kupy, a stylistycznemu miszmaszowi towarzyszy techniczna ułomność. Wystarczy jednak, że głębiej wnikniemy w te muzyczne eskapady, a dźwiękowy patchwork muzyków zacznie skrzyć się feerią niebanalnych pomysłów. Lion Babe bawią się hip hopem, disco, housem, break beatem, funkiem, down tempo i ilustracyjną muzyką filmową. Całą tę przedziwną mieszankę spinają z obu stron rozkosznie staroświeckim soulowym zawodzeniem prosto z babcinego patefonu.

Lion Babe z witalnością i energią, a zarazem wyczuciem tworzą neosoulowe rytmiczne strofy na rozbudowanym elektryczno-akustycznym instrumentarium. Soul Lion Babe to raz nastrojowe („Little Dreamer”), raz bujające granie, pełne nowinek ze świata R&B („Jump Hi”, „Hold On”). Czarnym erotyzmem kipi tu zaś tak mocno, że nawet najwięksi twardziele padną oczarowani wokalizami boskiej Jillian. Całość brzmi jak doskonały soundtrack do współczesnej wersji filmu blaxploitation.

Debiutancka płyta duetu nie goni za słuchaczem. Czeka na myślącego odbiorcę. A jest do czego przyłożyć ucho. Na „Begin” szczerość wygrała z wyrachowaniem, a soul gustownie ubrał się w XXI-wieczne brzmienia. Warto je przymierzyć, by “Begin” przeżyć głębiej, niż tylko kolejną płytę z coraz bardziej zaśmieconej półki z muzyką neo soul i R&B. Prawdziwa poezja.

Ocena płyty: