Od kilku dobrych lat jestem na tropie ładnych, polskich piosenek. “Ładne piosenki” to subiektywne stwierdzenie, ale bez wątpienia depczące po piętach przeszłości: Annie Jantar, Zdzisławie Sośnickiej, Irenie Santor, Ewie Demarczyk, czy obecnie np. Katarzynie Nosowskiej bądź Kayah. Ładne znaczy wartościowe, ponadczasowe, ważne, wielowymiarowe. I taka jest właśnie twórczość Natalii Przybysz, którą zaprezentowała 3 grudnia 2015 w wypełnionej po brzegi Stodole.

Jako support wystąpił młody i zdolny Piotr Zioła. Pani Przybysz pojawiła się na scenie tuż przed godz. 21.00 i oczarowała wszystkich energią świadomej siebie i swoich piosenek artystki. Przedstawiła materiał z nagrodzonej dwoma Fryderykami płyty “Prąd“. To właśnie tytułowy Prąd przepływał z dużym natężeniem pomiędzy publicznością, a samą Natalią, nawiązującą dialogi nawet z pojedynczymi osobami z widowni. Zabrzmiało entuzjastycznie przyjęte, śpiewane na wiele głosów, “Niebo“, którym każdy powinien być w pierwszej kolejności przede wszystkim dla siebie, czy “Miód“, używający piersi jako skrótu myślowego do prawdy o życiu i piosenkach. Pojawiły się także zimna i wietrzna “Królowa Śniegu“, przepiękne “Sto Lat” mówiące o tym, że ludzie potrzebują czasami wyjątkowo dużo czasu oraz rewelacyjny manifest kobiecości “Nie Będę Twoją Laleczką“. Były również siedzące i czekające “Przeze Mnie“, “Kwiaty Ojczyste” wykonywane pierwotnie przez Czesława Niemena i stęsknione “Do Kogo Idziesz“. Pod koniec koncertu na scenie zagościła Paulina Przybysz, żeby wspólnie z siostrą wykonać utwór Talking HeadsBurning Down The House“. Nie da się też nie wspomnieć genialnego bandu artystki oraz interakcji z fanami, w czasie której została ona przeniesiona na fali tłumu naokoło sali koncertowej Stodoły.

Odważnie! I to właśnie odwaga jest słowem, opisującym najlepiej całokształt twórczości Natalii Przybysz. Odwagą było Sistars, odwagą było śpiewanie o abstrakcyjnych Pchłach Muskczakach, aż wreszcie odwagą było zadrzeć z samą Janis Joplin. To ostatnie doświadczenie nadało artystce nowy wymiar muzyczny, gramy duszy zamieniły się w kilogramy (starej) duszy – ale w ten najlepszy z możliwych sposobów – bez naruszenia poczucia humoru, dowcipu, radości z życia i szaleństwa.

Wróciłam więc ze Stodoły szczęśliwa: Ładne, polskie piosenki zostały ocalone!