Wiolonczela kojarzona jest w Polsce raczej z muzyką klasyczną niż z jazzem. Bo też i rzadko się ją w jazzie wykorzystuje, zwłaszcza jako instrument wiodący. Sam Lenczowski zresztą kształcił się na wiolonczelistę klasycznego, a jazz grał na gitarze. Jednak w muzyce na szczęście nie ma sztywnych granic i w jego muzycznym życiu pojawił się Atom String Quartet, a teraz powstała płyta własna – nowatorska i oryginalna.

Internal-Melody-cover

 „Internal Melody” to bodaj pierwsza polska jazzowa płyta z wiolonczelą w roli głównej. Wprawdzie wszyscy członkowie kwartetu są tu na równych prawach, ale wiolonczela zdecydowanie „rządzi”, a pozostałe instrumenty dostosowują się do niej barwą i sposobem wydobywania dźwięku. Jej aksamitne brzmienie sprawiło, że zadziorny zwykle saksofon zabrzmiał łagodniej i stworzył z nią zgrany duet. Partie unisonowe, których tutaj sporo, są naprawdę miłe dla ucha. I bardzo melodyjne, jakby wyśpiewane, co zresztą było założeniem tej płyty, sądząc z tytułu. Ale żeby nie było za słodko, melodie przetykane są emocjonalnymi freejazzowymi „odjazdami” powodując, że mimo ciepłego, ciemnego i nieco baśniowego klimatu płyty oraz raczej spokojnego tempa całości, nie da się przy niej usnąć.

Nie brak tu inspiracji muzyką rockową (utwór „Internal Melody”), a nawet elektroniczną („Night Driver”), choć skład zespołu jest całkowicie akustyczny. Wysmakowany Hammond (Jan Smoczyński), który doskonale rekompensuje brak basisty i perkusja, której każde uderzenie ma sens (Tomasz „Harry” Waldowski) oraz wspomniany saksofon (Grzech Piotrowski) dopełniają kwartetu komplementarnie.

Na płycie znalazło się osiem różnorodnych pod względem kompozycyjnym utworów Lenczowskiego, tworzących jednak spójny i przemyślany album. Tym wspólnym mianownikiem są tu na pewno ciemne brzmienia i wyeksponowane melodie.