Mumford and Sons byli niekwestionowaną gwiazdą trzeciego dnia Open’er Festival. Wydawać, by się mogło, że zespół, który gra muzykę z pogranicza folku i ethno, (choć ostatni muzycznie gra bardziej gitarowe brzmienia) nie podbije serca festiwalowej publiczności. Nic bardziej mylnego, była moc! Punkt o godz. 22:00 na Main Stage pojawiła się świta pod przewodnictwem Marcusa Mumforda. Zaczęli blisko półtoragodzinny spektakl. Koncert rozpoczął utwór „Lovers’ Eyes”. Publiczność szalała, przywitanie się udało. Po czym euforia wybuchła przy drugim kawałku – „I will wait”. Nie było osoby, która nie znałaby tego utworu, zewsząd dochodzili podśpiewujący i podskakujący ludzie… Od sceny rozciągało się “morze” podniesionych, wirujących rąk. Jednakże po dobrym początku nastąpiło lekkie spowolnienie, muzycy zagrali kilka ballad, co spowodowało spowolnienie akcji koncertu… niektórzy mogli odczuć mały niedosyt, zrobiło się nastrojowo, spokojnie. Zespół w międzyczasie bardzo dziękował, że występuje po raz kolejny na Open’erze, wydawało się, iż sami muzycy są mocno zdziwieni frekwencją.

mumford and sons_03

Mumfordzi nie byliby sobą, gdyby nie zagrali „Little Lion Man” , który „przebudził” publiczność. Był to niebywały widok, kilkanaście tysięcy, rytmicznie skaczących ludzi, którzy z każdą sekundą coraz bardziej dawali wyraz swojej aprobaty dla muzyków. Tym utworem rozpoczęła się druga, bardziej energiczna część koncertu, którą przeplatały utwory z trzech płyt zespołu („Sigh No More”; „Babel”, „Wilder Mind ”) – nie zabrało „Wolf”, „Babel” czy “Believe”. Z każdą minutą, słuchając koncertu chciało się więcej i więcej. Zastanawiałem się przez chwilę, kiedy zagrają „Cave” (jeden z moich ulubionych utworów. Nie pomyliłem się w swoich domysłach, był to utwór zamykający koncert.

mumford and sons_01

Podsumowując. Dla mnie był to jeden z tych koncertów, na które czekasz całe życie, w szczególności, że jesteś fanem Mumfordów, a zawsze stawało coś na drodze, aby ujrzeć ich na żywo podczas wcześniejszych występów. Tym razem się udało i wielkie dzięki za to. Co za moc, energia, tym bardziej cieszy mnie fakt, iż nurt, który reprezentują Mumfordzi przyciąga tysiące fanów z Polski i całej Europy. Kilka lat temu, kiedy dostałem pierwszą płytę Mumfordów (z Londynu) usłyszałem „czego Ty słuchasz?”. Dzisiaj świadomie wiem, czego słucham… Rewelacyjnej kapeli, którą odkryłem ponad 6. lat temu, kiedy na swoim koncie nie miała jeszcze nagród Grammy. Niezmiernie cieszy mnie fakt, że ponownie przyjechali do Polski, a przede wszystkim, iż wystąpili na Open’erze jako headliner – „Folk zawładnął sceną Open’era”. Występ Mumfordów zapadnie na długo w mojej pamięci, jak i innych festiwalowiczów.