W tej krótkiej recenzji nie będzie zbędnego napięcia. Nie mam zamiaru budować atmosfery niejasności, by w odpowiednim momencie stwierdzić, jaka ta płyta w rzeczywistości jest. To wybór świadomy i jak najbardziej przemyślany. Nie mógłbym postąpić inaczej, ponieważ to album zbyt wybitny! Jakikolwiek spór tego dotyczący, jest przeze mnie autorytatywnie wykluczony. AURA po prostu urzeka. Już od pierwszych dźwięków włada uchem słuchacza. Nie pozwalając mu myśleć o niczym innym, sprawia, że liczy się tylko muzyka i towarzysząca jej opowieść. Zadaniem odbiorcy jest zaangażowanie się, czy może raczej przeżywanie. Nie można bowiem tej płyty zignorować. Jest w niej zbyt dużo emocjonalności, zbyt dużo intensywności i niepowtarzalnej aury właśnie.

RGG_Aura cover

Niby wiedziałem czego się spodziewać, bo z twórczością RGG spotkałem się już wcześniej. Dużo w niej zawsze improwizacji, stylistycznych inspiracji i godnej największego podziwu inteligencji. Każdy z ich projektów był głęboko przemyślany. Bazując na solidnym fundamencie, wnosił do polskiego jazzu coś nowego i wartościowego, bo niezależnego i jakby wolnego. Płyta z interpretacjami kompozycji Karola Szymanowskiego jest tego najlepszym przykładem.

Od samego początku, wspólne ich sztuce było coś jeszcze. To sycenie zmysłów, z którym mieliśmy do czynienia wcześniej i z którym mamy do czynienia również i teraz. Maciej Garbowski, Krzysztof Gradziuk i Łukasz Ojdana, doskonale rozumieją, że podstawową rolą muzyka jest ukontentowanie słuchacza. Sposób, w jaki to robią, związany jest z estetyką i zakłada aktywizację odbiorcy, który czuje się zachęcony do własnych interpretacji i poszukiwań będących domeną wyobraźni.

Porównując AURĘ z innymi albumami tria, dojść można tylko do jednego wniosku –  to kolejny już dowód artystycznego geniuszu, następny etap muzycznej progresji. Z niecierpliwością czekam więc na ciąg dalszy. W kategoriach przygody oceniam bowiem obcowanie z twórczością RGG. Nigdy do końca nie wiem, gdzie trafię. Znam tylko potencjalny kierunek. Wokół niego krążą moje myśli, moje nadzieje. Cel podróży – i to jest właśnie najcudowniejsze − pozostaje zawsze niejasny…