Czwartkowym gościem Singer Jazz Festival w ramach Festiwalu Singera była fenomenalna Lena Piękniewska, która w towarzystwie swojego zespołu zaprezentowała wzruszający koncert zatytułowany „Kołysanki na wieczny sen„. Aktorka warszawskiego kabaretu „Pożar w Burdelu” zachwyciła całą salę swoją emocjonalnością oraz repertuarem, który tematycznie do przyjemnych nie należy…
Piękniewska wykonała utwory z płyty o tym samym tytule. Jak zaznaczyła, wszystkie zaprezentowane utwory to „modlitwa za zmarłych, kołysanie dusz”. W wykonaniu poruszających kawałków, takich jak np. „Fira” czy „Chana„, towarzyszyli jej: saksofonista Radek Nowicki, kontrabasista Andrzej Święs, perkusista Sebastian Frankiewicz i pianista Krzysztof Dys. Przepełnione bólem oraz żydowskimi brzmieniami kompozycje zostały dodatkowo wzbogacone (wspomnianą wyżej) emocjonalnością w śpiewie wokalistki oraz zgraną grą instrumentalistów. Chociaż początkowo odbiorca mógł poczuć się „przygnieciony” prawie żałobnym klimatem całego występu, z czasem sam się w niego angażował, zamykał oczy i oddawał jazzowo-etnicznym dźwiękom.
Dla tych, co jednak woleli odbierać nie tylko fonię, ale i wizję, artystka przygotowane specjalny projekcję archiwalnych fotografii sprzed wojny, które pokazane zostały w tle. Jak tłumaczyła Piękniewskiej, chciała dzięki nim „powrócić do czasów, kiedy toczyło się jeszcze normalne życie”. Takie, które może pamiętać np. babcia wokalistki, której zadedykowała została pieśń „Rosa„. Momentami, które zasługują na szczególne wyróżnienie podczas koncertu, są także zjawiskowe wykonania utworów „Nigun„, „Ruach” i „Marzenie„.
Ten pierwszy, jako jeden z nielicznych szybszych propozycji od Leny, poruszył ekspresją i niesamowitą pasją w głosie Piękniewskiej. Umieszczenie go na końcu setlisty uważam za świetny pomysł, podobnie jak narastające tempo całej kompozycji. Niełatwo było powstrzymać się od wtórowania wokalistce w śpiewaniu oraz rytmicznemu wybijaniu rytmu. Zaprezentowane dwukrotnie „Marzenie” (zarówno w trakcie koncertu, jak i jako bis) poruszyło nie tylko wykonaniem, ale także historią tekstu piosenki, który napisał… trzynastoletni chłopiec z łódzkiego getta. Po takiej zapowiedzi łzy same spływały po policzkach (podobnie jak prezentacja „Ruach”), a powtórne wykonanie go na bis zostało gromko przyjęte przez publiczność. Zresztą, jak cały koncert.
Chociaż Lena Piękniewska występuje z „Kołysankami na wieczny sen” już od kilku lat, za każdym razem towarzyszą jej (i słuchaczom) te same emocje. Jak sama podkreśliła, nie był to dla niej łatwy występ. Wszystkich zgromadzonych na sam koniec poprosiła o jedno – byśmy nieśli pokój. Chyba nie trzeba dodawać już nic więcej i czekać na kolejne koncerty artystki.
[AFG_gallery id=’3′]