Muzyczne Studio Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej w ostatnią niedzielę należało do Moniki Lidke, która zaprezentowała słuchaczom oraz zebranej publiczności materiał ze swojej najnowszej płyty pt. “If I Was to Describe You“.

Kiedy na scenie pojawiła się wokalistka w towarzystwie zespołu, czyli gitarzysty Kristiana Borringa, basisty Sheza Raja i perkusisty Chrisa Nickollsa, w całej sali rozbrzmiała spokojna “Rozpalona kołyska“. Zapanował wówczas skromny, jazzowy klimat, który rozwijał się praktycznie do samego końca koncertu, zarówno podczas wykonania “They Say“, jak i “Funny Little Dance“, “Light Under the Bruises” czy tytułowego utworu z płyty.

Najspokojniejszym momentem całego koncertu było z pewnością wzruszające zaśpiewanie “Oceanów łez“, które – pomimo świetnego zaprezentowania – rozśmieszyły mnie banalnością, a raczej – naiwnością tekstu (“Poszłabym za Tobą aż na koniec świata, albo tak daleko, jak tylko się da”). Na szczęście, subtelne dźwięki gitar oraz perkusji oraz przyjemny wokal Lidke zepchnęły warstwę liryczną na dalszy plan. Jeszcze bardziej “przesłodzoną” piosenką okazała się “Kołysanka dla Janka“, napisana dla syna wokalistki. W tym przypadku jednak wszystkie zdrobnienia i nadmiar słodyczy są jak najbardziej wytłumaczone, a dźwięki strun sprawiły, że skupiłem się bardziej na nich, niż na słowach wyśpiewywanych przez artystkę.

Nie zabrakło także nieco żywszych prezentacji, w których na pierwszy plan wysunęła się perkusja. Wszyscy, jak jeden mąż, zaczęli kołysać się zarówno przy świetnie wykonanym “Tum Tum Song“, jak i przy “Footprints on the Seashore” i “Bread on Toast“, który – swoją drogą – ma dość zabawną historię. Jak wyznała w trakcie koncertu sama Monika, podczas jednej z rozmów z mężem (a zarazem gitarzystą zespołu), ten zaproponował jej “chleb na toście”, zamiast “dżemu na toście”, co nie tylko ją rozśmieszyło, co zaintrygowało do napisania piosenki o tym tytule. Zarówno sam utwór, jak i jego wykonanie zrobiło wrażenie na niejednym zgromadzonym w sali im. Agnieszki Osieckiej. Do najciekawszych fragmentów całego koncertu należało także wykonanie kilku utworów francuskojęzycznych: “Ensemble” i “Questions genantes“. Wokalistka mieszkała bowiem przez wiele lat we Francji, dlatego teraz pisze utwory nie tylko po polsku i angielsku, ale także w języku Edith Piaf. Każda z propozycji miała w sobie pewnego rodzaju tajemnicę, a zarazem coś, co uwodziło słuchacza, długo zapadało mu w pamięć.

To był dobry koncert, zarówno pod względem muzycznym, jak i klimatycznym. Wszyscy nie tylko mogli słuchać przez półtorej godziny kilkunastu ciekawych propozycji z płyty Moniki Lidke, ale także mieli okazję przeżyć małe, wewnętrzne wyciszenie, a nawet –  oczyszczenie: od stresów, drobnych spraw. Na mnie to podziałało, dlatego liczę, że już niebawem wokalistka z zespołem niedługo ponownie zawitają do stolicy.