Folkowo-alternatywne trio Elaiza, czyli wokalistka Elżbieta Steinmetz (mająca polsko-ukraińskie korzenie), akordeonistka Yvonne Grünwald oraz kontrabasistka Natalie Plöger, będzie reprezentowało Niemcy podczas tegorocznego, 59. Konkursu Piosenki Eurowizji, który odbędzie się w maju w Kopenhadze. Zespół przyleciał do Polski w celach promocji swojego konkursowego utworu „Is It Right”. Naszej redakcji udało się spotkać z artystkami i podpytać nie tylko o zbliżający się występ na konkursie, ale także o ich początki, premierę folkowego albumu „Gallery” oraz muzyczne plany na zbliżający się rok.
Witajcie! Pozwólcie dziewczyny, że zacznę od Eli. Wiele źródeł podaje, że zaczęłaś pisać i śpiewać w wieku 16 lat. Jak wyglądały Twoje początki?
Elżbieta Steinmetz: Jak miałam 10 lat, rozpoczęłam naukę gry na pianinie, dwa lata później postanowiłam pisać utwory, a jak miałam 16 lat, to zaczęłam pracować w studiu w Berlinie. I z czasem poznałam Yvonne. W czasie, kiedy pisałam maturę, nie było łatwo pogodzić szkoły ze spotkaniami, ponieważ ja mieszkałam w Saarland, a ona w Berlinie – ja zawsze podróżowałam parę godzin z Saarland do Berlina i z powrotem (śmiech). Po mojej maturze stwierdziłyśmy, że jest fajnie: ja śpiewam, ona gra na akordeonie, ale potrzebujemy kogoś jeszcze, kto gra na kontrabasie (śmiech). Dla nas było ważne, by to była kobieta, bo wiesz… Kontrabas to instrument typowo męski, tym bardziej chciałyśmy kobietę… (śmiech)
Tak na przekór…
Elżbieta: No właśnie! Poza tym, wiesz, nam jest łatwiej: jak chcesz przebrać się w kabinie, to w towarzystwie dziewczyn mniej się krępujesz, poza tym śpiewamy też we trójkę…
Poza tym, ta solidarność jajników, wiadomo (śmiech).
Elżbieta: (śmiech). Nie było łatwo znaleźć jedną kobietę. Yvonne została zaproszona do kolegi, który robi muzykę, jest realizatorem dźwięku w studiu oraz… produkuje swój własny alkohol! I wtedy na próbie Yvonne zobaczyła na ścianie zdjęcie Natalie z kontrabasem. My się zaczęliśmy cieszyć, że wreszcie kogoś znalazłyśmy, potem wzięłyśmy do niej telefon, zadzwoniliśmy. Jej spodobała się nasza muzyka, spotkałyśmy się, było sympatycznie i zaczęłyśmy współpracę. Muszę Wam też powiedzieć, że piosenka „Is It Right” to był nasz pierwszy „perfekcyjny” utwór. W innych piosenkach zawsze można było coś poprawić, zmienić, a w tej – nie. Ja wszystko piszę, prezentuję dziewczynom na pianinie, a one tworzą aranże. I wtedy postanowiłyśmy, że jesteśmy zespołem Elaiza. To jest nasza historia.
No dobra, wiemy, jak zaczynała Ela, a jak było z Wami, dziewczyny?
Natalie Plöger: Ja zaczęłam w wieku 8, a Yvonne – 6 lat. Zaczynałam grą na fortepianie, a w wieku 14 lat przerzuciłam się na kontrabas, grałam wtedy w orkiestrze. Lubię głębokie brzmienia, dlatego zaczęłam grać na kontrabasie. Jak miałam 20 lat, zaczęłam studiować klasykę kontrabasu oraz grać dużo jazzu. W 2012 roku zadzwoniono do mnie… (śmiech), bardzo się ucieszyłam z tej propozycji. Chciałam przeprowadzić się do Berlina, chociaż nie miałam tam żadnych muzycznych połączeń.
Yvonne Grünwald: U mnie się zaczęło od tego, że miałam dziadka, który był muzykiem, jednak zmarł, zanim się urodziłam. Mieliśmy w domu wiele instrumentów, moja mama umiała grać tylko jeden akord na akordeonie i grała mi go, wtedy ja zakochałam się w tym brzmieniu. Zaczęłam kolekcjonować akordeony…
Ile akordeonów masz teraz w domu?
Yvonne: Kiedyś miałam 15, teraz mam „tylko” 9. Każdy ma inny rozmiar, kolor, system, jest tyle możliwości. Na Konkurs Piosenki Eurowizji zabiorę biały – ten sam, na którym grałam podczas niemieckich selekcji „Unser Song für Dänemark”.
Natalie: Ja za to mam tylko jeden kontrabas (śmiech).
Pozostając przy temacie Eurowizji. Do selekcji musiałyście zgłosić dwie propozycje, zdecydowałyście się na „Is It Right” i „Fight Against Myself”. Skąd taki wybór, zwłaszcza tej drugiej piosenki?
Ela: Wiesz, „Fight Against Myself” był naszym pierwszym singlem i pomyślałyśmy sobie: „czemu nie?”. Tak naprawdę, nigdy nie przypuszczałyśmy, że będziemy miały szansę zaprezentować drugi utwór, że przejdziemy pierwszy etap selekcji [w którym odpadało czterech z ośmiu uczestników – przyp.red.]. Modliłyśmy się o szansę zaśpiewania nie jednej, ale dwóch piosenek. Zależało nam na tym, by ludzie usłyszeli więcej naszych utworów. Przeszłyśmy pierwszą rundę, potem trafiłyśmy do tzw. „super finału”. Nasza radość była tym większa, że w konkursie brało wtedy udział tylu znanych artystów, takich jak Oceana czy zespoły Unheilig i Baseballs, które mają za sobą miliony fanów. To było coś niesamowitego.
Podczas oglądania tego koncertu, od pierwszego momentu było widać, że publiczność wyjątkowo pozytywnie zareagowała właśnie na Wasz występ. Już wtedy można było odnieść wrażenie, że to Wy możecie wygrać. I tak się stało!
Natalie: Przed finałem miałyśmy zaledwie 2 tysiące fanów na Facebooku, wtedy z tej okazji urządziłyśmy niezłą imprezę. Teraz ta liczba wzrosła do ponad 20 tysięcy, to jest takie niewyobrażalne!
Ela: Kiedy stałam na scenie i widziałam twarze tych wszystkich ludzi, którzy śpiewają z nami, byłam z nas dumna, nie mogłam w to uwierzyć. Kiedy ogłoszono wyniki, to się popłakałem. Prawdę mówiąc, doprowadzić mnie do łez nie jest tak łatwo. Ale wtedy…
Mówiąc szczerze, to fakt, że byłyście nieznane szerszej publiczności, było dla Was ułatwieniem, ponieważ od znanych uczestników, takich jak np. Oceana, oczekiwano kolejnych wielkich przebojów. Ostatecznie te utwory nie były takie chwytliwe, w przeciwieństwie do Waszego.
Ela: Dziękujemy bardzo!
Jakie macie plany związane z występem w Konkursie Piosenki Eurowizji, oprócz jeszcze większej liczby fanów na Facebooku?
Yvonne: (śmiech) Chcemy, by usłyszało o nas więcej ludzi, mamy nadzieję, że będziemy miały też możliwość zagrania koncertów w wielu krajach. Liczymy na to, że nasz pobyt w Kopenhadze będzie wyjątkowy.
Ela: Dla nas ważniejsze jest samo bycie tam, a nie wygrana czy coś takiego. Chcemy, by ludzie wiedzieli, kim jesteśmy.
Próby do tegorocznego konkursu zaczynają się już w poniedziałek, natomiast Wy, jako reprezentantki kraju z zapewnionym miejscem w finale [z powodu przynależności do państw tzw. „Wielkiej Piątki”, które wnoszą największy wkład finansowy w organizację imprezy – przyp.red.], swoje przymiarki rozpoczynacie w niedzielę, 4 maja. Zdradźcie naszym czytelnikom, jak będzie wyglądała Wasza prezentacja?
Ela: Chcemy być na miejscu już w sobotę, 3 maja. Nasz występ będzie podobny do tego z selekcji. Dla nas ważne jest bycie tam, zaprezentowanie naszego utworu, naszej muzyki. Oczywiście, sama prezentacja odgrywa dużą rolę w tym konkursie. Myślimy nad strojami, ale kompletnie nie wiem, który wybrać – czerwony, w którym wykonałam „Is It Right”, czy ten biały, w którym śpiewałam „Fight Against Myself” (śmiech). Zdajemy sobie sprawę, że mamy tylko trzy minuty na występ, zależy nam na tym, by ludzie poznali w tym czasie naszą muzykę, którą jakoś połączymy ze strojem. Dlatego też, w przeciwieństwie do selekcji, na scenie nie będzie nam towarzyszył żaden dodatkowy muzyk. Mamy trzy minuty, ludzie muszą nas poznać jako trio. Podczas finału „Unser Song für Dänemark” była inna scena, wpadłyśmy na pomysł zaproszenia do występu perkusisty. Podczas prezentacji „Fight Against Myself” pojawił się dodatkowo gracz na tubie i na mandolinie.
Niedawno swoją premierę miał teledysk do utworu „Is It Right”. Jest on bardzo podobny do klipu do „Fight Against Myself”, głównie z powodu białego tła. Czemu nie zdecydowałyście się na nagranie czegoś innego?
Natalie: Nie było na to czasu..
Ela: To raz. A poza tym, ludzie poznali do tej pory kilka wersji tej piosenki – „unplugged”, akustyczną oraz oficjalną. Stwierdziłyśmy, że musimy nagrać teledysk do tej ostatniej, przeznaczonej do międzynarodowej promocji. Oprócz tego, jest to nasz drugi singiel i chciałyśmy wyjaśnić ludziom, kim jesteśmy, pokazać im naszą historię. Było dla nas ważne to, by pokazać jedynie naszą trójkę, tylko muzykę, potem zaprosiliśmy artystę od pantomimy. Nasz album nosi tytuł „Gallery”, chcemy na nim pokazać różne aspekty sztuki, a pantomima jest jednym z nich. To smutne, że tego typu sztuka jest coraz mniej popularna, niszowa. Pomyślałyśmy, że zaproszenie go do nagrania klipu do „Is It Right” dodatkowo pomoże ludziom wyjaśnić znaczenie samego utworu, w ten artystyczny sposób. Mam nadzieję, że Wam się to podoba.
Tak, lubimy zarówno jeden, jak i drugi klip. Planujecie wydanie kolejnego singla, jeżeli tak, to który z utworów wybierzecie?
Ela: Oczywiście, planujemy, natomiast nie wiemy jeszcze, którą piosenkę wybierzemy.
Yvonne: Znacie nasz album? Który utwór proponujecie?
Tak, znamy i wydaje nam się, że najlepszym wyborem byłaby „Cinderella”, to świetny kawałek.
Natalie: Ha, mój ulubiony utwór! (śmiech)
Z drugiej strony jednak, „Lemonade” to jedyny szybki utwór na płycie i może właśnie przez to wyróżnianie się dobrze byłoby wybrać właśnie ten?
Ela: I tu właśnie pojawia się problem, bo pytamy wielu ludzi, jesteśmy bardzo ciekawe ich opinii. Każdy mówi co innego – jeden woli „Green”, inny – „Goodbye”, „Thank You”, a ja w pewnym momencie myślę sobie… „kurczę!”. (śmiech)
Yvonne: A może „I Don’t Love You”, to piękny utwór.
Tak, to piękny, ale dość smutny kawałek…
Ela: To fakt, to nie jest kawałek na lato.
No dobrze, to decyzja o singlu nie została jeszcze podjęta. A co z trasą koncertową?
Ela: Planujemy dużą trasę koncertową po finale Konkursu Piosenki Eurowizji, który już 10 maja. Mam nadzieję, że odwiedzimy także Polskę, moja rodzina oszaleje (śmiech). W Niemczech album został już wydany w kwietniu, bo nasi fani byli bardzo zniecierpliwieni i nie mogli się doczekać naszych kolejnych piosenek. Mamy nadzieję, że sama płyta także niedługo zostanie u Was wydana, wiem, że są takie plany. Na razie wydaliśmy tutaj tylko singiel „Is It Right”, jesteśmy ciekawe, jak on się przyjmie.
Jesteśmy pewni, że się spodoba i że Polacy oddadzą na Was swój głos w finale Eurowizji. Z tego, co wiemy, to wielu polskim fanom konkursu, ale także ludziom, którzy nie są z nim związani, bardzo podoba się Wasza propozycja.
Ela: Nie mówcie nam za dużo, bo się zestresujemy (śmiech).
Yvonne: Już dwa dni po finale Eurowizji zaczynamy trasę po Niemczech, zagramy kilka koncertów, potem w lato będzie ich więcej.
Ela: Może także w Polsce, na razie czekamy na reakcję Polaków na singiel, potem może na wydanie tutaj płyty. Na razie mamy „zabukowane” występy w kraju, w tym jeden w Berlinie, także niedaleko stąd, zapraszamy (śmiech). Poza tym, chcemy napisać kolejne piosenki, mamy kilka nowych pomysłów, może zaprosimy kogoś do współpracy.
Macie jakiś artystów, z którymi chciałybyście nagrać wspólny utwór?
Ela: Jesteśmy wielkimi fankami Jamiego Culluma. Chciałabym z nim napisać jakiś utwór, bo on jest świetnym artystą, wokalistą, sam pisze swoje utwory. Byłoby cudownie z nim współpracować.
Producentem płyty jest Ingo Politz. Jak zaczęła się Wasza współpraca?
Ela: Znam go bardzo długo. Jak miałam 16 lat, zaczęłam pracę w Valicon-Studios i tak z nim pracowałam. Miałyśmy bardzo mały zespół, małą wytwórnię. On był bardzo zainteresowany moim stylem, moją muzyką, wspierał mnie w tym, pchał dalej, zachęcił do nagrywania tych piosenek, które napisałam. To było wspaniałe. Pracowałam z kilkoma producentami, jednak to Ingo we mnie uwierzył. Potem poznałam Yvonne, to było coś zabawnego: weszła drobna dziewczyna z jednym akordeonem na plecach, drugim w ręku, poza tym z plecakiem, była dosłownie cała czerwona. A potem powiedziała…
Yvonne: „Hej, pomożecie mi?” (śmiech) Po prostu te akordeony miały różne brzmienia i nie wiedziałam, na którym zagrać.
To musiało wyglądać naprawdę zabawnie!
Ela: Jak sami widzicie, my jesteśmy zabawne dziewczyny, z nami się nie da nudzić, robimy wiele szalonych rzeczy.
Skąd czerpiecie inspiracje do tworzenia kolejnych utworów?
Natalie: Z różnych źródeł – słuchamy dużo muzyki, podróżujemy. Inspiracje są wszędzie, tylko trzeba je zauważyć.
Czyli nawet podróż do Polski jest dla Was inspiracją?
Ela: Dobry pomysł! (śmiech) Wiesz, nauczyłam nawet dziewczyny kilku słów po polsku…
Yvonne: Ja znam np. „dziękuję” (śmiech).
Ela: No, najważniejsze słowo, musi je znać..
Niektórzy mogą powiedzieć, że jest jeszcze jedno takie słowo, na „k”, ale to takie bardziej cenzuralne. (śmiech)
Ela: Nie, tego nie uczyłam, bo to nieładne słowo! (śmiech)
Natalie: „My jesteśmy zespół Elaiza”. Ah, jeszcze „dzień dobry”, „do widzenia” i „poproszę o piwo”.
Ela: To podstawa! (śmiech).
Yvonne: „Cześć!” (śmiech)
Ela: Yvonne, czy zdajesz sobie sprawę, że 10 maja masz urodziny?!
No, to przy okazji wygranej będziesz miała podwójny powód do świętowania!
Ela: To będzie największa impreza urodzinowa w Twoim życiu!
(śmiech) Tym pozytywnym akcentem zakończmy tę rozmowę. Życzymy powodzenia na Konkursie Piosenki Eurowizji, trzymamy kciuki za trasę koncertową oraz liczymy na Wasz szybki powrót do Polski. I parafrazując jedną z Waszych piosenek: „We would like to say thank you”… [fragment utworu „Thank You” – przyp.red.].
Ela: To my dziękujemy, niezmiernie nam miło!