Wróciła ta Kelis, którą lubię. Wycięta z lat 80tych, abstrakcyjnych figur, odrobiny surrealizmu oraz mnóstwa instrumentów, tworzących brudny i niekomercyjny soul, groove oraz r’n’b. Wróciła Kelis, na którą bardzo czekałam. I na szczęście, tak jak to sama śpiewa w “Rumble“, ciesząc się, że pewien mężczyzna zatrzymał klucze do jej mieszkania, bo przydadzą się po latach, ja też bardzo cieszę się, że artystka stworzyła płytę niebanalnych melodii, zamykających w sobie ducha Motown, retro, dzieciństwo w chórze kościelnym, rozbudowaną sekcję dętą i organy.

Warstwa tekstów to z kolei uczucie, że wreszcie jest tak jak być należy. Pani Rogers wyraża je w bardzo prosty sposób, w zdaniach wrzuconych w wir muzyki, wcale nie tworzących spójnych historii, tylko zlepionych z kawałków myśli, dialogów, haseł, sytuacji życia codziennego. To swoisty kolaż rzeczywistości: Kelis przekazuje treści wprost, ale kontekstów należy domyślać się już samemu.

W singlu “Jerk Ribs” artystka wspomina tatę, który był jej całym dziecięcym światem i nauczył ją widzieć melodie we wszystkim dookoła, w “Bless The Telephone” opowiada, jak każdy telefon od ukochanego odmienia jej dzień na lepsze, po czym sama wyznaje komuś miłość do słuchawki. W “Biscuits ‘n’ Gravy” uprzedza, że jeszcze dziś jej głowę wypełniają myśli o byłym chłopaku, ale jutro będzie już jak nowa.

6 studyjna płyta “Food“, wydana 18 kwietnia 2014, to produkcja stworzona z ogromną świadomością, tego kim Kelis jest – jako artystka, kobieta, partnerka. Krążek ma pyszny i konkretny smak, ale nie wypełniają go szybko przechodzące przez nasz umysł przeboje i bardzo łatwo wpadające w ucho kawałki, co paradoksalnie stanowi zaletę, bo takie muzyczne danie spełni oczekiwania jedynie wytrawnych smakoszy. Tym samym nie da się do niego nie wracać. Płyta ma bardzo pozytywny, ale nie oczywisty wydźwięk, nie wiadomo czy jest wiosną czy już latem, bo wszystkie piosenki leżą pod małą warstwą kurzu i tajemnicy, trzeba je wciąż odkrywać i zastanawiać się co przekazują. Sam teledysk do kawałka “Rumble” czy “Jerk Ribs” można określić jako nietypowy i dość dziwny.

Kelis serwuje nam egzotyczne jedzenie z ogromną ilością instrumentów, a mimo wszystko bardzo proste w przekazie, bez pompy i szumu wokół. Dźwięki są naturalne, pozbawione zbędnych ozdobników i elektronicznych motywów, utwory nie będą królowały w stacjach radiowych tylko intrygowały każdego słuchacza z osobna. I taka jest właśnie obecna pani Rogers – zdystansowana, bezkompromisowa, odważna i wiedząca co chce wyśpiewać, bez względu na to co powiedzą inni. Muzyczna Mała Mi.