Drugi koncertowy wieczór Festiwalu „Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakowie” należał do wyśmienitego duetu Adam Bałdych & Yaron Herman. Repertuar jaki przedstawili muzycy był efektem ich pracy nad nową płytą „The New Tradition”, która ukaże się końcem maja.

To, co zaprezentował duet stanowiło mieszankę wręcz wybuchową, co rusz balansującą na granicy. Kiedy wydawało się, że napięcie jest już tak duże i jedynym jej rozwiązaniem jest eksplozja, muzycy otwierali spadochrony i lądowali w miękkich, ciemnych rejestrach i delikatnych, granych piano dźwiękach. Aż zaskakujące, że przejścia te były tak swobodne i naturalne, że doprowadzony na skraj przepaści słuchacz z jedną nogą zawieszoną w powietrzu, bez najmniejszego zachwiania wracał i dalej podążał tropem muzyków. Ileż tu było uniesień, ile napięć, które w końcu dryfując pomiędzy dźwiękami rozpływały się w ciszy. Muzycy doskonale się rozumieli i uzupełniali, Podczas gdy Adam Bałdych odfruwał w zwariowanych improwizacjach, Yaron Herman mocno stąpając po ziemi, tworzył dla niego grunt, na który skrzypek bezpiecznie mógł wrócić. W najbardziej szalonych, rozpędzonych solówkach skrzypek wyglądał niczym gwiazda rocka, której gwałtowne ruchy i tnące bezwzględnie powietrze włosy przykuwały wzrok publiczności. Role jednak się zmieniały i po chwili to pianista oddawał się ekspresyjnym improwizacjom, w których chwilami z kaskady dźwięków przebijał się jego głos ekstatycznie wtórujący przekładanym na dźwięki myślom. Nie cały czas było jednak tak intensywnie. Chwilami muzyka była tak zwiewna i ulotna, że tylko muskała słuchacza, dając czas na wsłuchanie się w to wszystko, co wybrzmiewało pomiędzy dźwiękami. Było w tych chwilach trochę liryzmu i melancholii.

Koncert otworzyły dwie kompozycje Adama Bałdycha. Swoją delikatną i cichą grą, w której smyczek ledwo co ocierał się o struny, skrzypek zmusił słuchaczy do skupienia i zaprosił do swojego świata. Piękny był utwór „Letter for E” dedykowany szwedzkiemu pianiście Esbjörnowi Svenssonowi. Bardzo przestrzenna i dynamiczna kompozycja naszpikowana emocjami. Usłyszeliśmy także bardzo refleksyjne „Lamentation for Jeremiah” Thomasa Tallisa, XVI wieczny utwór zaaranżowany przez skrzypka. Salę koncertową wypełnił także już znany, gdyż udostępniony w sieci przez artystów, utwór „June”. Melodyjnym i delikatnym partiom fortepianu wtórowały dźwięki, ulatujące spod szarpiących struny palców skrzypka. Na zakończenie zaś rozbrzmiała kompozycja Zbigniewa Seiferta „Quo Vadis”, znów w bardzo ciekawej aranżacji Adama Bałdycha, który chyba nie przypadkowo tym właśnie utworem postanowił zamknąć występ. Ciężko było zaakceptować fakt, że koncert dobiegł końca, na szczęście przywilejem publiczności są bisy, o które tego wieczoru żywo się dopominała. Pierwszy z nich był przejmującym lamentem skrzypiec i fortepianu, który rozpoznał chyba każdy na sali. Przepiękna kołysanka Krzysztofa Komedy “Sleep Safe and Warm” z filmu Rosemary’s Baby. Drugi bis był zaś ukłonem w stronę średniowiecznej kompozytorki Hildegardy von Bingen, muzycy wykonali bowiem jej kompozycję „Canticles of Ecstasy”.

W każdej z wykonywanych kompozycji artyści zatracali się bez reszty. Ich mimika i postawa były świadectwem poruszania się w innej rzeczywistości, której nie tylko świadectwo, ale też namacalną cząstkę przekazywali publiczności. I choć poruszali się pomiędzy tak wieloma epokami i stylami, swobodnie łączyli tak odległe od siebie muzyczne przestrzenie, nadając im swój osobisty rys i unikalne brzmienie. Spod palców izraelskiego pianisty chwilami ulatywały perliste, aksamitne i nieskazitelnie czyste dźwięki, podczas gdy skrzypek niezauważalnie muskał struny, skupiał się na szmerach i szelestach by po chwili z impetem uderzyć smyczkiem w struny. Najwspanialsze były momenty balansowania na dwóch skrajnych granicach, do których doprowadzane były dźwięki. Przybierały one formę pełnych mocy, czasami zwariowanych improwizacji, eksplodujących kaskadą emocji i napięć, by po chwili doprowadzić do wyciszenia, w którym na ułamek sekundy wszystko zamierało wyczekując jakby co będzie dalej. A dalej było tylko piękniej…

Ten koncert był bardzo osobistą wypowiedzią dwóch muzycznych indywidualności, które znalazły wspólny język. Wypowiedź, w której było dużo wolności i przestrzeni, osobistych refleksji, pytań, niepokojów i radości.

[AFG_gallery id=’43’]