Wyobraźcie sobie zieloną łąkę, powiew orzeźwiającego letniego wiatru i dużo słońca. Następnie wyobraźcie sobie, że znajdujecie się na tej łące wyłącznie sami, z dala od zgiełku i miastowych hałasów. Co więcej trzeba? Dla urozmaicenia chociażby muzyki, która jest łagodna i nienagabująca…

Tego typu brzmienia znajdziecie na najnowszym albumie „Sequoia” Shantelle Monique. Artystka amerykańskiego pochodzenia, która obecnie mieszka we Francji dostarczyła 11 przyjemnych dla ucha utworów. Muzyka Shantelle to mieszanka soulu, popu oraz odrobiny bluesa. Często trudno określić, które brzmienia w tej mieszance górują. Muzyczny materiał jest wyważony, o ile nie zachowawczy. Shantelle bardzo ostrożnie uwzględnia w swojej muzyce korzenne, afrykańskie brzmienia. Akustyczne aranżacje, głównie gitarowe wprawiają słuchacza w błogi nastrój. Jednakże artystka nie wydobyła z dźwięków gitary głębszych, soulowych brzmień, jak choćby niezastąpiona India.Arie. Wokal Shantelle jest równie łagodny, jak jej piosenki, przemyca wiele skrytych emocji. Album zawiera bowiem dużo bogatych treści. Jej głos ma potencjał, dlatego z chęcią usłyszałbym ją także w typowych jazzowych klimatach.

Lekko, łagodnie i zwiewnie… może dlatego, po przesłuchaniu “Sequoia” żadna z piosenek nie zapadła mi w pamięć. Album “Sequoia” okazuje się poprawny, ale niezaskakujący. Okładka wydawnictwa jest bardzo kolorowa, ale muzyka Shantelle przybiera co najwyżej pastelowe.

W połowie marca, gdzie temperatury są jeszcze zimowe wyobrażenie o zielonej łące może być niestety ulotne, podobnie dzieje się z muzyką Shantelle Monique. Utwory z najnowszego albumu przeminęły, niczym wspomniany orzeźwiający letni wiatr.