Tego samego wieczoru co Abdullah Ibrahim w Teatrze Polskim wystąpiła młoda amerykańska wokalistka Lizz Wright. Jej ciepła osobowość, która emanowała wprost ze sceny dobrą energią wypełniła przestrzeń Teatru Polskiego w Bielsku Białej. Występ artystki pozwalał przepaść publiczności w otulających dźwiękach jej aksamitnego głosu. Jednak na początku tego koncertu odczułam pewien dyskomfort. Lizz Wright wystąpiła bowiem po Abdullahu Ibrahimie, którego koncert był doskonały, wprowadził w stan wewnętrznego wyciszenia i zadumy, do tego stopnia, że aż chciało się po nim wyjść, nie słuchać już niczego i jak najdłużej zostać z jego muzyką. Jednak Lizz Wright szybko udało się zdobyć serca publiczności, która zachwycona żywo reagowała na poczynania artystki.

Tego wieczoru na scenie wokalistce towarzyszyli Kenny Banks na fortepianie i organach Hammond B3, Nicolas D’Amato na basie, Robin Macatangay na gitarze oraz River Guerguerian na perkusji. Ten dosyć duży i rozbudowany w instrumentarium zespół stanowił kontrast w stosunku do poprzedniego solowego występu. Lizz na scenie czuła się bardzo swobodnie, do tego stopnia, że w pewnym momencie zdjęła buty i chodziła boso. Natomiast jej stosunek i kontakt z pozostałymi członkami zespołu zdradzał bardzo zażyłe i przyjacielskie relacje. Podczas występu dało się wyczuć, że wokalistka jest w swoim żywiole, kocha to co robi i z przyjemnością dzieli się tym z publicznością.

Sporo z zaprezentowanych przez nią utworów stanowiły nastrojowe, wyciszone i delikatne ballady. Artystka złożyła duży ukłon w stronę Etty James, wykonując utwór „Love is forever”. Przepiękne było wykonanie „Nature Boy”, w którym wokalistce towarzyszył tylko perkusista grający na cajonie. Jednym z poruszających momentów tego wieczoru było wyśpiewanie przez Lizz Wright utworu „I Remember, I Believe” autorstwa Bernice Johnson Reagon. Wokalistka całkowicie zaabsorbowała swoją osobą publiczność, jednak pozostali muzycy także mieli przysłowiowe pięć minut. Bardzo podobała mi się gra pianisty, który w kilku utworach grał także na organach. Zapewne nie tylko moją uwagę zwróciły jego ekspresja i żywiołowość gry, widoczne zwłaszcza w jednym z bardziej rockandrollowych utworów, w którym z pasją grał na organach. Występ Lizz Wright był z pewnością dużym wydarzeniem. Publiczność miała niepowtarzalną okazję podczas dwóch wieczorów słyszeć najpierw wspaniałą Dianne Reeves a później trochę młodszą, ale bardzo zdolną Lizz Wright.

Na zakończenie chciałabym wspomnieć jeszcze o laureatach konkursu LOTOS Jazz Festival 16. Bielskiej Zadymki Jazzowej, których występ poprzedził koncerty Abdullaha Ibrahima i Lizz Wright. Zwycięzcą wspomnianego konkursu został zespół Bartosz Dworak Quartet. Tworzy go czwórka naprawdę dobrych i interesujących młodych muzyków, o których z pewnością jeszcze nie raz będzie głośno. Są to: Bartosz Dworak – skrzypce, Piotr Matusik – fortepian, Kuba Dworak – kontrabas oraz Szymon Madej – perkusja. To co zaprezentował kwartet cechował duży profesjonalizm, dojrzałość i naturalność. Muzycy dobrze czuli się na scenie, grali z pełnym zaangażowaniem i oddaniem. Co więcej, brzmiał niezwykle spójnie tworząc jedno muzyczne ciało. Jednym z utworów jaki zagrali podczas koncertu, była kompozycja Zbigniewa Seiferta „Turbulent Plover”, którą wykonali z niezwykłą pasją i mocą. Bezbłędna była gra lidera zespołu i zarazem jego skrzypka Bartosza Dworaka. Myślę, że na naszej młodej scenie pojawił się kolejny, po Adamie Bałdychu wybitny i ciekawy skrzypek. Piękna i zarazem reprezentująca wysoki poziom była jedna z kompozycji autorstwa pianisty Piotra Matusika. Równie interesująca była jego gra, a zwłaszcza partie solowe, w których swobodnie oddawał się improwizacji. Ukłon w stronę kontrabasisty Kuby Dworaka, który pokazał dużą klasę zarówno w solówkach jak i podczas całego występu, z dużym wyczuciem akompaniując kolegom. Brawa także dla perkusisty Szymona Madeja, który pełnię swoich możliwości pokazał podczas długiej i rozbudowanej partii solowej. Mało jest perkusistów, którzy grają z takim oddaniem, emocjami i ekspresją, podpartymi umiejętnościami i doskonałą techniką.

Muzyka jaką stworzył zespół wciągała i zachwycała na tyle, że publiczność nie chciała wypuścić artystów bez zagrania bisu. Takich właśnie zespołów potrzeba na polskiej scenie jazzowej. Teraz pozostaje nam czekać na wydanie pierwszego albumu zespołu Bartosz Dworak Quartet.