Kilka dni temu, w warszawskim klubie Pardon To Tu zagrał znakomity perkusista i perkusjonalista Hubert Zemler. “Zagrał” to w sumie mało powiedziane… Artysta przeniósł wszystkich zgromadzonych w lokalu w swój własny, wypełniony najlepszymi i najczystszymi dźwiękami, świat muzyki.

Koncert rozpoczął się z minimalnym, dwudziestominutowym opóźnieniem, czyli ok. 20:50. Kiedy na scenę wszedł skromny Zemler, w Pardon To Tu nastała cisza, każdy wiedział, czego się spodziewać po tym niepozornie wyglądającym muzyku. Już od pierwszego uderzenia w bęben perkusyjny, przenieśliśmy się w trance’owy klimat, siedząc niczym oniemieli i chłonąć każdy najmniejszy dźwięk zagrany przez gwiazdę wieczoru. Niepowtarzalną atmosferę spotęgowały przyciemnione światła i delikatne, niebieskie reflektory skierowane na perkusistę. 

Z chwili na chwilę gra Zemlera była coraz bardziej żywiołowa, mocniejsza, mniej subtelna, momentami nawet – nieco agresywna. Szybkość i precyzję gry perkusisty podkreśliły kontury pałeczek, które bardzo często tworzyły prawdziwy mini-spektakl dla oczu, zamieniając się w niewidzialne, tańczące smugi. Podczas koncertu nie zabrakło zapierających dech w piersiach momentów, kiedy muzyk grał nam na emocjach, raz wprowadzając nas w spokojny klimat, hipnotyzując ich delikatnymi brzmieniami, aby chwilę później wzbudzić w nas multum skrajnych emocji wywołanych mocną fuzją mistrzostwa, perfekcji i pewnego rodzaju spontaniczności. “Pewnego rodzaju”, ponieważ w rzeczywistości cały koncert, każda zagrana nuta brzmiała, jakby zaplanowana dokładnie w tej sekundzie, w której powinna zabrzmieć. Pomimo tego, nie czuć było żadnego spięcia, a “jedynie” niezwykłą swobodę, lekkość oraz płynność w grze. 

Trzeba przyznać, że momentami kompozycje grane przez Zemlera nasuwały skojarzenia z przebojami ze ścieżek dźwiękowych najlepszych filmów wojennych. Wszystko dzięki trzymaniu w napięciu do ostatniej chwili, poczuciu niepewności, intrygi, potrzebie wstrzymania oddechu, a z drugiej strony – paradoksalnie – czerpaniu z tego wszystkiego niesłychanie pozytywnej energii oraz przyjemności. Każde uderzenie w bębny, tom-tomy, cymbałki, gongi czy metronom niosło za sobą potężną dawkę tzw. “potrójnej E”: emocji, energii oraz ekspresji. Fragment, w którym perkusista uderzał w dzwoneczki, wywołując efekt “plumkania”, muszę uznać za jeden z najbardziej uroczych i przyjemnych podczas całego, perfekcyjnego pod każdym calem koncercu.

Trzeba przyznać, że były także momenty zaskakujące i zabawne, kiedy np. podczas spokojnej, nastrojowej gry perkusista niespodziewanie uderzył mocno w tom, powodując podskoczenie z zaskoczenia każdego zebranego w Pardon To Tu. Wszyscy, jak jeden mąż, wybuchli śmiechem, starając się jednak nie przeszkadzać artyście w grze. Kolejne, równie mocne uderzenia, za każdym razem wywoływały u mnie szeroki uśmiech radości.

W trakcie koncertu, po podziękowaniu za przybycie, Hubert Zemler zaprezentował wszystkim zebranym krótki filmik zapowiadający jego przyszły projekt. Klip, którego autorem jest Michał Kudła, zawierał zrzuty na drzewa, liście, wodę oraz inne zjawiska przyrodnicze. Po krótkiej prezentacji, perkusista ponownie zasiadł za perkusją i ponownie zaserwował nam wykwintne muzyczne danie, pełne tomów i werbli, przyprawionych przeszkadzajkami. Po kilku minutach, niespodziewanie… koncert się zakończył. Maksymalnie naładowany emocjami oraz potężną dawką muzyki, przez długi czas jeszcze miałem w sobie wszystkie brzmienia, które zagrał Zemler, laureat brązowego medalu na Muzycznej Olimpiadzie w Korei. Mam nadzieję, że już niedługo ponownie usłyszę tego niesamowitego artystę na jednej z warszawskich scen.