Takich wokalistów i ich debiutanckich albumów potrzebuje światowa branża muzyczna. Utalentowany 23-letni wokalista,  John Newman z Wielkiej Brytanii, wydał ostatnio “Tribute” – bez wątpienia jedną z najlepszych płyt minionego roku.

Współproducentem wszystkich piosenek z krążka jest Ant Whiting, który napisał również tytułowy singiel – “Tribute”. Utwór rozpoczyna się wyliczanką nazw zespołów lub nazwisk ikon światowej muzyki z lat ’60-’10, którym wokalista składa hołd. Po prawie półtorej minuty wstępu, w którym można wyłapać nazwy m.in. The Rolling Stones, Jacksons 5 czy Morcheeba, usłyszeć wyjątkowy, nieco zachrypnięty i zapadający w pamięć głos Johna Newmana. Podobnie jak większość utworów z płyty, “Tribute” od razu zakleszcza się w uszach i niełatwo go stamtąd wypędzić (inna sprawa: po co właściwie wypędzać?).

Praktycznie każda propozycja Brytyjczyka ma coś, dzięki czemu staje się zapamiętywalna i nietrudno wybić ją sobie z głowy. Dobrym przykładem na to jest singiel “Love Me Again”, który urzeka dynamiką i gitarowo-syntezatorową solówką przed refrenami. Współtwórcą utworu, podobnie jak prawie każdej piosenki z płyty, jest Steve Booker. Zachowane w podobnym klimacie chwytliwe “Try” oraz single “Losing Sleep” i “Cheating” ze świetnym żeńskim chórkiem brzmią równie ciekawie, chociaż nietrudno zauważyć duże podobieństwo w ich brzmieniu do “Love Me Again”. W każdym z nich natomiast można podziwiać niesamowicie intrygujący, chociaż nieco zmanierowany sposób śpiewania Newmana. Walory te szczególnie podkreślił “Goodnight Goodbye”, w którym głos wokalisty brzmiał niezwykle lirycznie. Dodatkowym magnesem są kilkukrotnie słyszalne w tle, miłe dla ucha okrzyki oraz przyjemna sekcja rytmiczna.

Na uwagę zasługuje także “Running”, którego współautorami są Steve Mac (znany ze współpracy m.in. nad najnowszym albumem Jamesa Blunta pt. “Moon Landing”) i Wayne Hector. Refren od razu uzależnia od siebie, podobnie jak “Gold Dust”. Utwór rozpoczyna się spokojnie, Newman śpiewa pod takt pianina, wszystko zapowiada się na balladę. Niedługo później kompozycja zaskakuje jednak mocnymi brzmieniami perkusji, a całość przeradza się w nieodbiegającą od reszty tempem, muzyczną bombę.

W ostatnim utworze ze standardowej wersji – “All I Need Is You” – wyraźnie słychać inspiracje muzyką Take That czy Scissor Sisters. Całość różni się nieco od swoich dziesięciu poprzedników, jednak idealnie podsumowuje cały album. Na pierwszym planie, jak przy każdej innej propozycji, uwydatnia się charakterystyczny wokal Newmana, a ten świetnie współgra ze świetnym tłem instrumentalnym.

Na rozszerzonej wersji “Tribute” usłyszeć można trzy dodatkowe utwory. Pierwszy z nich – “Down the Line” – okazał się niezwykle nastrojową, wzruszającą balladą ze świetnym pianinem, która robi duże wrażenie. Co prawda, tuż po nim zabrzmiało przeciętne “Nothing”, jednak szybko zostało “zdominowane” przez trzeci bonus – “Day One”. Utwór wysyła same pozytywne impulsy i dostraja słuchacza już do końca.

“Tribute” to z pewnością jedna z najlepszych płyt tego roku. Niebanalny, charakterystyczny głos Johna Newmana, chwytliwe propozycje oraz ciekawa warstwa instrumentalna stworzyły zgraną, przyjemną w odsłuchu całość. Każda z propozycji ma w sobie coś, co zapada w pamięć i zachęca do ponownego przesłuchania. Chociaż płycie można czasem zarzucić lekki przesyt i poczucie przewidywalności poszczególnych utworów, nie przeszkadza to w cieszeniu się wszystkimi jedenastoma (lub czternastoma w wersji deluxe). Mam nadzieję, że Newman już niedługo wróci z nowym, jeszcze lepszym krążkiem.