„Tales of Cyparis” to ciekawy i intrygujący pomysł na tytuł płyty. Kim takim jest Cyparis, żeby poświęcać jego osobie płytę? Imię to raczej z niczym nam się nie kojarzy. A może to nic nie znaczący tytuł, albo metafora, jednak żeby tę zrozumieć, trzeba znaleźć jakiś klucz. Te kilka pytań przyszło mi do głowy, kiedy zaczynałam zapoznawać się z nową płytą. Ale zanim udzielę na nie odpowiedzi, opowiem trochę o pomysłodawcy i twórcy płyty, który pewnie nie jest znany szerokiemu gronu odbiorców. Grégory Privat to pochodzący z Martyniki pianista, który z muzyką miał do czynienia już od najmłodszych lat. Jako 16-letni młodzieniec zaczął komponować dla zespołu działającego w jego liceum muzycznym. Jednak z czasem porzucił grę klasyczną na rzecz jazzu i improwizacji, z którymi postanowił związać swoją przyszłość. Początki nie należały do najłatwiejszych, jednak dzięki ciągłej praktyce i nauce Grégory Privat stał się wspaniałym pianistą jazzowym. „Tales of Cyparis” jest jego drugą płytą. W skład zespołu nagrywajacego weszli: wspaniały gitarzysta Manu Codjia, kontrabasista Jiri Slavik, perkusista Adriano Tenorio oraz grający na instrumentach perkusyjnych Arnaud Dolmen i Sonny Troupé.

Dlaczego „Tales of Ciparis”? Skąd pomysł na taki tytuł? I kim jest tajemniczy Cyparis? Pomysł na płytę zrodził się właściwie ze wspomnień z dzieciństwa. Jako dziecko, Grégory usłyszał od ojca lokalną legendę, która stała się pretekstem i zarazem ilustracją do muzycznej opowieści. W ten sposób pianista dzieli się także cząstką własnej kultury, w której dorastał. Wspomniany Cyparis to rybak, który został uwięziony i wtrącony do lochu w przededniu wybuchu wulkanu Pelee w 1902 roku. Wybuch był tak silny, że całkowicie zniszczył Saint-Pierre, dawną stolicę Martyniki, pozbawiając życia wszystkich jej mieszkańców, prócz Cyparisa. Cudownie ocalały, dzięki ścianom celi, odniósł jednak wiele obrażeń. Poparzone ciało miało już na zawsze przypominać mu o tragedii, jaka nawiedziła wioskę. Cyparis miał niezwykły dar opowiadania historii, dlatego od tej pory przemierzał świat wraz cyrkiem, gdzie jako jedna z atrakcji, opowiadał swoją historię ocalenia, pokazując straszne oparzenia i rany.

Całę tę opowieść przedstawia w kilku częściach poeta Joby Barnabé. Recytuje on odpowiedni fragment, po czym, jakby w odpowiedzi rozbrzmiewa muzyka. Piękne, nastrojowe kompozycje oraz motywy melodyczne, które zapadają w pamięć. Gregory Privat to naprawdę dobry pianista, jego gry słucha się z przyjemnością i zaciekawieniem. Jest w niej wrażliwość, delikatność i wyobraźnia oraz świetna technika. Dobrał on sobie świetnych muzyków, z którymi odnalazł wspólny muzyczny język, przez co doskonale się razem zgrywają. Muzyka jaką tworzą opowiada pewną historię, ale jednocześnie daje dużo wolności, tworzy przestrzeń, w której myślę, że każdy może się odnaleźć. Prócz podstawowego składu zespołu usłyszeć tutaj możemy rozbrzmiewające gdzieś w tle instrumenty smyczkowe, które wzbogacają tą barwną przestrzeń. Doskonałym tego przykładem jest utwór „Ritournelle”, coś pięknego! Na większą uwagę zasługuje także gitarzysta Manu Codjia, który zachwyca swoją grą i solówkami. Chwilami słuchając go, wydawało mi się, że z jego gitary tryskają iskry. Gościnnie, w kilku utworach wystąpił także wokalista Gustav Karlström, którego głos, świetnie pasuje do klimatu stworzonego przez muzyków. Usłyszeć go możemy m.in. w nastrojowym utworze „Precious Song”. Pomiędzy utworami słyszymy poetę, sączącego opowieść- legendę. Głos charyzmatyczny i silny, w kolejnych częściach dobywający się jakby z otchłani. Czasami wzbudza on niepokój, by na końcu nabrać jasnego, bardziej optymistycznego kolorytu. Wszystko razem jakby płynie, na początku powoli, spokojnie, raczej w ciemnych rejestrach, później natomiast nabierając rozpędu i jaśniejszego kolorytu. Dla mnie jest w tej muzyce dużo melancholii i refleksyjności, co uważam za atut. Reasumując, świetnie słuchało mi się tej płyty i z pewnością będę do niej wracać.