Przedostatni wieczór Festiwalu Jazz Juniors 2013 znów obfitował we wrażenia. Tym razem, w klubie Lizard King mieliśmy okazję posłuchać dwóch znakomitych grup. Pierwszą z nich był szkocki zespół Euan Burton & Occurrences w składzie: Euan Burton: kontrabas, Adam Jackson: saksofon altowy, Tom Gibbs: fortepian, Alyn Cosker: perkusja. Lider zespołu jest kompozytorem, kontrabasistą, gitarzystą basowym, producentem i pedagogiem w jednym. Na Jazz Juniors zaprezentował jeden ze swoich najnowszych projektów „ Occurences”. Jest to album, składający się z utworów, dla których wspólnym mianownikiem są uniwersalne uczucia i emocje, w których dominuje optymizm. Wszystkie razem tworzą jedna, spójną opowieść w siedmiu częściach. Słychać to było na koncercie, kiedy muzycy płynnie przechodzili z jednego utworu w drugi, nie pozostawiając czasami miejsca na brawa ze strony publiczności. Chwilami spokojne w swoim brzmieniu utwory, powoli przybierały na sile, muzycy rozpędzali się i grali z całą mocą, tak, że klub niemalże trząsł się w posadach. Każdy z członków zespołu wybijał się i prezentował swoje umiejętności w równej mierze, każdy miał swoje „5 minut”. Wszystkich prowadził i wyznaczał tor opowieści lider, Euan Burton, pięknym i ciekawym improwizacjom oddawał się pianista, Tom Gibbs, kiedy indziej natomiast saksofonista, Alyn Cosker przejmował pałeczkę, skupiając uwagę publiczności. Nie dawał o sobie zapomnieć perkusista, Alyn Cosker co jakiś czas wybijając się z ogromną mocą. Cały koncert był bardzo interesujący, dlatego nie obyło się bez bisu, który muzycy bardzo chętnie zagrali.

Dla mnie bardziej interesująca i porywająca była jednak druga część koncertu, oczywiście nie ujmując nic artystom, o których wcześniej wspomniałam. Otóż po przerwie na scenie zagościło trio Artura Dutkiewicza, który to niemalże od razu, bez zbędnych słów zaczął grać, a wraz z nim Michał Barański na kontrabasie oraz Łukasz Żyta na perkusji. Nie sposób opisać to, co się działo podczas ich gry i chyba marna to próba przelania na papier tych dźwięków, melodii jakie tworzyły i uczuć im towarzyszących. Niestety tak jest w przypadku każdego świetnego koncertu, abstrahując od tego, że pisanie o muzyce nie należy do rzeczy łatwych. Nie zwalnia to oczywiście od podjęcia próby przekazania choćby namiastki tego co się działo tego wieczoru.

Muzycy prezentowali głównie materiał z ich najnowszej płyty „Prana”, której premiera zaplanowana jest na luty przyszłego roku. Prana w sanskrycie rozumiana jest jako siła, która podtrzymuje życie, wyzwala radość i entuzjazm. O tym też jest ta płyta, na której mało jest tonacji molowych, z którymi może się wiązać smutek czy negatywne emocje. Artur Dutkiewicz, a wraz z nim jego znakomici muzycy dzielili się więc z krakowską publicznością dobrą, życiodajną energią. Salę wypełniały piękne, melodyjne dźwięki, często spokojne, jednak nie zabrakło także momentów, gdzie muzycy pokazali pazur. Swoimi improwizacjami przenosili słuchacza w trochę inny wymiar, błogości, spokoju i radości, choć nie była to radość euforyczna. Przepiękny był utwór dedykowany Tomaszowi Szukalskiemu, doskonałemu saksofoniście jazzowemu a zarazem zmarłemu koledze Artura Dutkiewicza. Artyści zagrali także tytułowy utwór „Prana”, który właściwie otwierał cały koncert i wprowadzał w klimat tego, co się będzie działo. Osobiście podobał mi się bardzo także „Oberek Warszawski”, utwór porywający do tego stopnia, że słuchając go, ciężko było usiedzieć na miejscu. Myślę, że wszyscy na sali byli zachwyceni, a o niewątpliwym entuzjazmie publiczności może świadczyć fakt, że muzycy zagrali dwa bisy, którymi były utwory Hendrixa. Z widowni dało się słyszeć wiele głosów, proszących o kolejne bisy, jednak więcej miało nastąpić na nocnym jam session.