Najnowsza płyta Yuny „Nocturnal” to popowo-soulowa propozycja z pewnym rozstaniem w tle. Ktoś jeszcze stoi w drzwiach bądź już odszedł, a ona śpiewa o tym delikatnie, cicho i przy zgaszonym świetle. Gdybym nie słyszała słów, tylko same melodie, powiedziałabym, że nie ma tu bólu czy żalu, tylko spokój ducha, nadzieja i lekkość bytu. Ale może zacznijmy od początku.

Yuna to 27-letnia Malezyjka, której pierwsza płyta miała swoją premierę w 2012 roku, krążek poprzedziły 2 EPki. Na najnowszej produkcji „Nocturnal”, wydanej 28 października 2013 roku, artystka umieściła 11 kompozycji, tworzących spójny obraz. Jest ciepło, soulowo, subtelnie i zwiewnie. Rozstanie i wspomnienia bezszelestnie unoszą się nad ziemią, dając nadzieję na nowy początek. W utworach czuć inspiracje muzyczne Yuny: Norah Jones, Tori Amos, Adele, Jimiego Hendrix’a czy Raya Charles’a. Ja osobiście słyszę Natu i jej „Gwiazdy” w „Falling”, czy odrobinę Janelle Monae w innych kompozycjach.

Nie wiem czy fani mocnego czarnego groove’u znajdą w „Nocturnal” coś dla siebie, ale płyta ma potencjał, żeby spełnić rolę, jaką muzyce przypisuje sama artystka: dźwięk leczy, inspiruje, pomaga i motywuje do zmian, a przede wszystkim jest nośnikiem scalania, łączenia i jednoczenia. Nie wiem też, czy płyta spełni aż taką funkcję w moim życiu, ale na pewno wypiję ją z wielką przyjemnością jak pyszną gorącą czekoladę w zimowy wieczór.