Niedziela była dla mnie męcząca i chyba też dosyć smutna. Przez cały dzień byłem zagubiony, zrozpaczony i rozgoryczony. Mój nastrój był podły. Na koncert Global Sound wybrałem się więc z pewnymi obawami. Obawy te dotyczyły jednak nie tylko mojego samopoczucia. Moim problemem bowiem był, i nadal jest, jazzowy tradycjonalizm. Trudno mi przekonać się do hard bopu, free jazzu, wreszcie muzyki fusion.
Czy miałem powody do niepokoju? Teraz już wiem, że nie. Muzycy, na czele z pomysłodawcami całego projektu, Grzechem Piotrowskim i Michaelem Patchesem Stewartem zagrali bardzo dobry, momentami wręcz genialny i na pewno energetyczny koncert.
Gra wszystkich była interesująca, ale mój szczególny podziw wzbudzili przede wszystkim sami liderzy. Stewart i Piotrowski to artyści z ogromnymi zdolnościami. Ich wspólny ton był bardzo czysty, intensywny, porywający. Samodzielne improwizacje z jednej strony, muzyczny dialog z drugiej, potwierdziły kunszt obojga wykonawców. Słuchając Patchesa miałem chwilami wrażenie, że słucham samego Davisa, że dotykam absolutu. Piotrowski i towarzyszący mu artyści zagrali świetnie, ale to Stewart był w moim odczucia gwiazdą tego wieczoru. Trzeba, po prostu trzeba docenić jego niezwykłe improwizacyjne zdyscyplinowanie i oszczędność artystycznego wyrazu. Michael grał prosto. Podobnie jak „boski” Davis unikał dobywania z instrumentu zbędnych dźwięków, niepotrzebnych ozdobników. Zagrał z kontrolą godną największych mistrzów.
Na uwagę zasługuje również znakomita gra, prawdopodobnie najlepszego polskiego gitarzysty jazzowego, Marka Napiórkowskiego. Doskonałe zgranie gitary z innymi instrumentami było gwarantem wygenerowania przyjemnych, ekstatycznych brzmień. Uzyskany w ten sposób mocny groove, żywiołowe impresje Napiórkowskiego, zmieniły moje podejście do tego instrumentu!
Global Sound to projekt udany, nawet bardzo udany. Zachwycił mnie kompletny brak zahamowań w swobodzie traktowania harmonii, otwartość i spontaniczna postawa improwizacyjna muzyków. Biorąc pod uwagę międzynarodowy charakter projektu, trzeba docenić też wysoki stopień integracji i solidny warsztat wszystkich wykonawców. Wyraźnie było słychać ich wzajemne zrozumienie, znakomite zgranie, wrażliwość muzyczną… po prostu ich wielką klasę.
Ten wieczór był przyjemny. Był klimatyczny. Przez cały czas trwania koncertu miałem poczucie, że stojący przede mną faceci po prostu cieszą się swoją muzyką i przekazują radość słuchaczom. Do mnie ta radość dotarła. To pewne!