Mamy nowy rok! Najwyższy czas na nasze podsumowanie Najlepszych albumów zeszłego roku. Tak jak poprzednio, każdy z redaktorów prezentuje Wam swoje perełki CDkowe.

Ewa Kryszkiewicz

Alicia Keys “Girl on fire”
“Girl on fire” to piąty studyjny album Alicii Keys, który ukazał się 22 listopada nakładem wydawnictwa RCA Records, po tym jak Sony Music Ertertainment zadecydowało o zamknięciu J Records. “Girl on fire”ukazał się w roku, który można nazwać kluczowym z perspektywy życia osobistego artystki, która poślubiła rapera Swizz Beatz’a i urodziła synka Egypta. Być może właśnie to dodaje płycie sznytu świadomej siebie kobiety. Tytuł albumu to zarazem nazwa jego singla promującego, który znajduje się na liście 100 najgorętszych hitów według magazynu “Billboard” uznawanego za jeden z najbardziej miarodajnych źródeł w zakresie światowego rynku muzycznego.

Emeli Sande “Our version of events”
Emeli Sande to artystka pochodząca ze Szkocji, która jako solistka zadebiutowała albumem “Our version of events” wydanym 13 lutego bieżącego roku, jednak na rynku muzycznym jest obecna już od dłuższego czasu, współpracując z gwiazdami tego formatu co Alicia Keys, czy Labrinth. Być może to właśnie jej wielkie doświadczenie stanowi o sukcesie debiutanckiego krążka wokalistki utrzymanego w klimacie R&B, z którego każdy kolejny udostępniany szerokiej publiczności singiel okazywał się być hitem. Zapewne każdy z Was zna utwór “Next to me”, “Heaven”, czy “Daddy”, które nie znikają ze stacji radiowych na całym świecie. I nic w tym dziwnego, skoro utwór wykonuje artystka przyrównywana przez wielu do samej Arethy Franklin, czy Whitney Houston.

Lana Del Rey “Born to die”
Lana Del Rey (LDR) to jedna z tych gwiazd, która poważnie zamieszała na rynku muzycznym roku 2012. Kochana, jak i znienawidzona przez wielu 27 stycznia wydała swój debiutancki album “Born to die” zatytułowany tak samo jak singiel go promujący. Jej utwory nie schodzą z list przebojów. Wszystko to zapewne dzięki jej nieco melancholijnemu wokalowi, który przywodzi na myśl presleyowskie ballady- tak przez wielu lubiane.

SOFA “Hardkor i disko”
SOFA nie dawała o sobie znać przez trzy lata, kiedy to w marcu wydała swój najnowszy krążek “Hardkor i disko”utrzymany w klimacie nowoczesnych elektronicznych brzmień. Słuchając płyty przed oczyma stają nam baunsy rodem ze szkolnych dyskotek. Tytułowy “Hardkor i disko” najlepiej oddaje zawartość płyty, na której znajdziemy dużo imprezowych kawałków obfitujących w gitarowe brzmienie i odważne , momentami szokujące partie liryczne- wystarczy przesłuchać sobie chociażby soczysty numer zatytułowany “Chłopcy”, czy też “Chaos ADHD”. Jednym słowem-SOFA is back!

Skubas “Wilczełyko”
Skubas to artysta, który jako solista zadebiutował 11. września krążkiem “Wilczełyko”. Album ten jest dowodem na to, że zderzenie nowoczesnego, momentami grungowe’go brzmienia z folkiem jest nie tylko możliwe, ale jednocześnie może zachwycać . Co więcej, Skubas chociażby w przepełnionym melancholią singlu “Linoskoczek” pokazuje, że nie zawsze ilość zwrotek, a przesłanie za nimi stojące decyduje o sukcesie utworu czy płyty. Wspomnieć trzeba o niezwykłym talencie wokalisty, który z rzadko spotykanym luzem prowadzi nas przez kolejne numery znajdujące się na krążku, tworząc niesamowitą, momentami mroczną ale jakże kuszącą atmosferę. Wystarczy wspomnieć takie utwory jak “Rain Down” czy “Mgła”.

Michał Olechowski

Gregory Porter “Be Good”
Na albumie usłyszymy tradycyjne (a zarazem kojące) brzmienia jazzu, bluesa, soulu, fusion okraszone nutką romantyzmu. “Be Good” to kwintesencja wszystkiego co dobre i pożądane w muzyce.

Lianne La Havas “Is Your Love Big Enough?”
“Is Your Love Big Enough?” to album wielobarwny brzmieniowo. Uwagę przykuwa aksamitny głos młodziutkiej Lianne La Havas. Album nasączony jest młodzieńczą wrażliwością a zarazem ma stylowy i dojrzały charakter.

Maja Kleszcz & IncarNations “Odeon”
Melodie sączą się z niebywałą lekkością i swobodą. Maja swym wokalem urzeka, uwodzi i wzrusza. W bezpretensjonalny sposób usłyszymy o różnych odcieniach miłości: z tęsknoty, z troski i z nadziei. „Odeon” to solidny, autentyczny i naturalny album.

Cody ChesnuTT “Landing on a Hundred”
Dzięki klasycznej technice nagraniowej album ma niezwykle ciepły i urokliwy wydźwięk. Usłyszymy dużo żywych instrumentów. Cody inteligentnie połączył brzmienia korzennego soulu z lat ’60,’70, z elementami hip-hopu lat ’90. W warstwie tekstowej umiejętnie miesza różne tematy społeczne i polityczne, nadając im romantyczne i zgrabne melodie.

Frank Ocean “Channel Orange”
Na albumie znajduje się 17 solidnych kawałków, będących nowoczesnym, nieoklepanym a zarazem nieskrępowanym r’n’b. Chilloutowy wokal Franka i ciekawe aranżacje stwarzają niesamowicie przyjemny, muzyczny klimat.

Magdalena Walczak

Marika & Spokoarmia “Momenty”
Przez dziewczynę reggae zaczyna przenikać coraz więcej soulu, a moje soulowe ucho zauważa takie zmiany bardzo szybko i zasłuchuje się z zachwytem w różnorodności tej płyty – krążek na światowym poziomie.

Mela Koteluk “Spadochron”
Mela to magia i poezja w najczystszym, muzycznym wydaniu. Artystka od melodii (niekoniecznie) ulotnych.

Alicia Keys “Girl On Fire”
Płyta, z którą się utożsamiam. Co prawda muzycznie wolę Alicię Keys z „The Diary Of Alicia Keys” czy „As I Am”, ale teksty z „Girl On Fire” odbieram na poziomie osobistym, więc jak dla mnie to mała, artystyczna bomba, celująca w sam środek mojego przeżywania.

Ania Szarmach “POZYTYWka”
Ania Szarmach jest bardzo spójną i charakterystyczną Artystką. W „POZYTYWce” usłyszymy baśnie, motyle i marzenia, ale z dużą dawką rzeczywistości. Wszystko gdzieś jakby na pograniczu jawy i snu – aż grzech się budzić;-)

SOFA “Hardkor i Disko”
Totalne muzyczne szaleństwo. Jedni mówią, że nie rozpoznają starej, dobrej, soulowej SOFY, a ja mówię wszystkim: idźmy za tą muzyką! Gdyby SOFA teraz grała soul nie byłaby sobą, więc pozwólmy być jej taka jaka chce i po prostu…rozsiądźmy się na niej wygodnie ;-)

Damian Tomczyk

Adam Bałdych & The Baltic Gang “Imaginary Room”
Niewątpliwie każdy wielbiciel jazzu, który nie słyszał, bądź nie interesował się twórczością Adama powinien to jak najszybciej nadrobić – nie pożałuje. Niespotykana przenikliwość dźwięku, brawura, niekiedy “zabawa” skrzypcami sprawia, że z płyty bije romantyzm, nostalgia, a często ogień. Oprawa, muzyka na poziomie światowym! Brawo Panie Adamie.

Leszek Możdżer “The Last Set Live at the A-Trane”
Album z archiwalnym nagraniem jedynego klubowego koncertu Waltera Norrisa i Leszka Możdżera na dwa fortepiany.Hołd polskiego pianisty dla wyjątkowego mistrza klawiatury.

Donald Fagen “Sunken Condos”
Każdy z nas inaczej postrzega różne rzeczy z “Sunken Condos” będzie podobnie, ale jest moment kiedy każdy kto miał możliwość zetknięcia się z krążkiem stwierdzi – tak dokładnie tego szukałem/szukałam – Upojenia, prostoty, czy ciepła. Niewątpliwie takie odczucia mogą towarzyszyć płycie Donalda Fagena, gdyż powstała ona z serca, a tak dobry klimat panujący na niej udziela się nam – słuchaczom.

Tomasz Dąbrowski “Tom Trio”
Płyta odwołująca się do tradycji legendarnego jazzu. “Brudna”, niekonwencjonalna wręcz nieprzewidywalna. Blisko godzina wspaniałej muzyki nie tylko dla wyrafinowanych słuchaczy. “7 Days To Go” oraz “This Way Up” to utwory, które pozwalają poczuć “moc” tego albumu. Oddają klimat, piękno niniejszego krążka.

Bruno Mars “Unorthodox Jukebox”
Bruno udowodnił, że nie jest artystą jednego utworu. Na “Unorthodox Jukebox” znajdują się same hity! Płyta rewelacyjna.

Emilia Gontarczuk

Lana Del Rey “Born To Die”
Na Lanę Del Rey spadła fala krytyki, ale także wielu pochlebstw i fanów (w tym ja). “Born to Die” to powiew świeżego powietrza dla mainstreamu. Wg mnie muzykę Lany nie można sklasyfikować do konkretnego gatunku. Jest mieszanką różnych stylów, w tym popu, hip-hopu czy indie popu. Już pierwszy, tytułowy utwór jest interesujący, jeśli chodzi o podłoże muzyczne jak i tekst. Jak się okazuje, Lana (a właściwie Elizabeth) jest świetną tekściarką. Album jest bardzo spójny. Niektórzy mogą stwierdzić, że wręcz nudny. Aczkolwiek dla mnie “Blue Jeans”, “Million Dollar Man”, “Summertime Sadness” czy “Without You” mogą lecieć w kółko.

Emeli Sande “Our Version Of Events”
Emeli to wybitnie utalentowana wokalista, autorka tekstów i pianistka. Debiutancki album to prawdziwa muzyczna uczta. Zawiera nieco szybsze utwory jak “Heaven”, “Daddy” czy “Next To Me”. Ale to, co najbardziej przyciąga uwagę to ballady. “River” – piękne słowa z akompaniamentem pianina, “My Kind Of Love” napisane wraz z Alicią Keys oraz “Read All About It (Pt. III)”. Muzyka Emeli przypomina dobrze nam znaną Alicie Keys, ale ma swój oryginalny głos i styl. To album do którego będę często wracać.

Bruno Mars “Unorthodox Jukebox”
Jeśli chodzi o Bruno Marsa, bardzo chętnie wracam do debiutu “Doo-Wops and Hooligans”. Nowy album Bruno zapowiadał, jako rewolucję. I o ile pierwszy utwór “Young Girls” mnie nie powalił, to kolejne zdecydowanie tak! Uważam, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Od r&b przez funk (“Treasure”), po reggae (“Show Me”). Nie zabrakło oczywiście ballad. W tym przypadku moim faworytem jest “When I Was Your Man” – niesamowity tekst. Również “If I Knew” jest godne uwagi, w starym stylu. Ogólnie cały album przywodzi na myśl szczególnie lata 80. I to jest oczywiście jego zaletą.

Trey Songz “Chapter V”
Czym Trey Songz zaskakuje? Tym, że każdy kolejny album jest tak samo dobry lub nawet lepszy od poprzedniego. Wokalista wprowadza nas w odpowiedni nastrój podczas słuchania pierwszego utworu, a właściwie intro (“Chapter V (intro)”). Następne w kolejce są trzy świetne piosenki: singiel “Dive In”, wymowne “Panty Wetter” oraz genialne “Heart Attack”. Potem Trey wprowadza nas w imprezowy klimat (“2 Reasons” feat. T.I oraz “Hail Mary” feat. Lil Wayne & Young Jeezy). Utwory, które są warte wsłuchania to “Pretty Girl’s Lie” , singlowe “Simply Amazing” i “Never Again”. Album bardzo rozgrzewający, dobry do słuchania leżąc pod kocem, ale nie tylko.

Rita Ora “Ora”
Kolejny debiut moim zestawieniu. Ritę Orę po raz pierwszy usłyszałam w utworze DJ Fresha “Hot Right Now”. Od razu mnie zaciekawiła, postanowiłam poszukać jej nazwiska w Internecie. Moją uwagę przykuł wygląd i styl wokalistki, ale oczywiście także (i bez wątpienia) jej mocny, a przy tym delikatny głos. Jak się okazało dziewczyna naprawdę potrafi śpiewać. Debiutancki album “Ora” nie jest może szczytem ambicji artystycznych, ale spełnił zakładany cel – wypromować nową wokalistkę. Na płycie możemy usłyszeć piosenki szybko wpadające w ucho (porównywane do stylu Rihanny, czego można się było spodziewać po Roc Nation) “Roc’ The Life” czy “R.I.P” z samplem piosenki Nneki. Muszę przyznać, że wszystkie single (“R.I.P”, “How We Do (Party)”, “Shine Ya Light”, “Radioactive”) są dobre, zarówno pod względem produkcji jak i wokalu. Do tego ballady (“Been Lying”, “Hello, Hi Goodbye”) nie odbiegają od poprzednio wspomnianych kawałków. Całość wieńczą kolaboracje z cenionymi will.i.am’em, J.Cole’em czy Tinie Tempah’em. Zdecydowanie to jedna z lepszych płyt 2012 roku z pogranicza r&b i popu.

Tomasz Tlaga

Ed Sheeran “+”
Coś nowego i świeżego na europejskim rynku muzycznym. Po wysłuchaniu tej płyty dojrzeć można talent jakim obdarowany jest Ed. Każdy kawałek znajdujący się na płycie mógłby być singlem ją promującym. Bo kto nie zna takich kawałków jak “The A-team”, “You need me, iIdon’t need you”,”Lego House” czy “Drunk”?

Skubas “Wiłczełyko”
Skubas to wokalista o  charakterystycznej barwie głosu, do tej pory znany głównie ze współpracy ze Smolikiem, tym razem zaskakuje w zupełnie nowej odsłonie. Muzyka Skubasa to niezwykle klimatyczne, akustyczne gitarowe brzmienia o lekko folkowym, grunge’owym charakterze. Skubas w swoich autorskich kompozycjach łączy brudne, gitarowe riffy z melancholijnym wokalem, tworząc nostalgiczne, melodyjne piosenki.

Brodka “LAX”
Niby to tylko EPka i 6 utworów, ale zarówno “Varsovie” jak i “Dancing Shoes” narobiły sporo zamieszania na listach przebojów. Po wyadnej Grandzie obawiałem się, że to tylko jednorazowy wyskok i sukces Brodki, tą EPką udowodniła, że ma na siebie pomysł i wie w która iść stronę. Trzymam za Monikę kciuki i czekam na nowe wydawnictwo.

Frank Ocean “channel Orange”
Pełen gładkich soulowych melodii osadzonych na nowoczesnych podkładach rytmicznych album. Stylistycznie blisko Frankowi momentami do Steviego Wondera, zaskakuje różnorodnością pomysłów i niezłymi tekstami, wśród których wyróżniają się obrazki z życia znudzonej młodzieży z bogatych domów.

Mela Koteluk “Spadochron”
Debiutancka płyta Meli  jest wydarzeniem na miarę ubiegłorocznego albumu Julii Marcel. Okazuje się, że można tworzyć atrakcyjną brzmieniowo muzykę, nie schlebiając niczyim gustom ani modom.
Pierwsze skojarzenie, jakie nasuwa się przy słuchaniu piosenek Meli, przywodzi na myśl solowe dokonania Katarzyny Nosowskiej. Nawet barwa jej głosu jest podobna, tylko piosenki brzmią mniej depresyjnie. Jak dla mnie debiut roku 2012 w polskiej muzyce.

Kamil Szkoda

Solange “True”
Po poprzednim albumie wszyscy wiedzieliśmy, że Solange stać na wiele. Była nietuzinkowa i miała potencjał. Tą EPką udowodniła wszystkim, że zasługuje na większe uznanie. “True” przeniosło nas w lata osiemdziesiąte. Nietypowe brzmienie z niebanalnymi tekstami stworzyło rewelacyjną kompozycję.

Bruno Mars “Unorthodox Jukebox”
Bruno przez ostatnie lata był znany głównie z radiowych kawałków wpadających w ucho. Pomimo, że jego najnowszy album jest równie rytmicznBrodky i radiowy, zasługuje na miano “ambitnego popu”. Jeden z utworów na płycie nosi tytuł idealnie określający płytę – “Treasure”, właśnie za taki muzyczny skarb 2012 ją uważam.

Azealia “1991”
Pomimo znikomej ilości utworów na EPce, Azealina dostarczyła nam sporą dawkę świeżości i energii. Z niecierpliwością czekam na nadchodzące dwa albumy w przyszłym roku.

Paula And Karol “Whole Again”
Polsko-brytyjski zespół grający pop-folk jest swoistą mieszanką zespołów Of Monster and Men i Mumford and Sons. Zaskakują pozytywną energią i pasją do tego co robią. Supportując Monikę Brodkę pokazali światową klasę, zasługując na gromkie brawa.

Radosław Sterna

Frank Ocean “Channel Orange”
Najbardziej wyczekiwana przeze mnie płyta tego roku. Frank nadal zaskakuje, za każdym razem gdy czytam, słucham czy oglądam cokolwiek związanego z Nim nie mogę oprzeć się wrażeniu, że albo jest genialnie skonstruowaną machiną marketingową, albo po prostu jest niesamowitym człowiekiem. Płyta w sam raz na długie zimowe wieczory..

Emeli Sande “Our Version of Events”
Mój osobisty numer jeden tego roku. Można zarzucać tej płycie monotonie czy brak fajerwerków, ale moim zdaniem to właśnie stanowi o wartości tego albumu, jest on spójny i można go słuchać od początku do końca, bez przewijania.

Michael Kiwanuka “Home Again”
Retro soul w nowym wydaniu w dodatku nic na siłe, Michael jest strasznie naturalny i chyba to najbardziej urzeka w tej płycie.

JMSN “Priscilla”
Mroczny, magiczny, a w dodatku napisany i wyprodukowany przez samego Christiana. Dawno nie słyszałem czegoś podobnego do tego albumu. Dziwne jest tylko to, że przeszedł on w Polsce bez echa..

Bobby Womack “The Bravest Man in the Universe”
Bardzo wyważona płyta. Słuchacz dostaje to co Bobby pokazywał całe życie –świetny soulowy głos, a nawet jeszcze więcej, bo przez prywatne problemy artysty album nabiera zupełnie innego wydźwięku.

Jakub Sokołowski

Vijay Iyer “Accelerando”
Jeśli jednym słowem określić styl Vijaya Iyera byłaby to nieustępliwość. Charakterystyczne jak wprowadzane przez niego dźwiękowe struktury, kanciaste i podlegające ciągłej repetycji, kotłują się, kłębią aż do obsesji, ożywają. Accelerando to być może jego najlepsza płyta.

Marcus Miller “Renassaince”
Marcus dostał misję od Boga. Sadzić groove. I trzeba powiedzieć wypełnia ją wyśmienicie. A przede wszystkim – na diabelnie wysokim poziomie umiejętności instrumentalnych. Kontynuuje też tradycję tworzenia zespołów Milesa Davisa. Dobiera do swoich bandów młodych, niesłychanie utalentowanych muzyków i daje im się wykazywać. Rezultat, choć może nie odkrywczy, jest znakomity.

Kenny Garrett “Seeds From The Underground”
W tych dźwiękach da się słyszeć podskórną radość i poczucie spełnienia. To jakby uśmiech skierowany do losu. Wdzięczność za udane życie. “Seeds From the Underground” to płyta pogodna, ale zupełnie nie powierzchowna. Garrett oddaje hołd swoim muzycznym bohaterom i pokazuje, że nie tylko smucić można się mądrze.

Darius Jones “Book of Mæ’bul (Another Kind of Surprise)”
Zachwyca w jak niesłychanie bezpośredni, szczery i naturalny sposób Darius Jones formułuje swoje muzyczne wypowiedzi. A przemawia przecież językiem ostrym, ciętym, palącym wręcz. Słodko więc i pikantnie. Efekt elektryzujący i pełen wszelakiego sensu.

Ahmad Jamal “Blue Moon”
Jest coś w “Blue Moon” absolutnie urzekającego. Świeżość, delikatność, elegancja i rodzaj rozbrajającej czułości. A nad tym wszystkim unosi się duch elokwencji i inteligencji. Lekko jest i przestrzennie. Przyjemnie pooddychać tym samym powietrzem co Ahmad Jamal.

Kuba Sobieralski

Michael Kiwanuka “Home Again”
Jeden z bardziej nastrojowych albumów mijającego roku. Kiwanuka nie jest gwiazdorem pokroju Franka Oceana czy Miguela, ale bije ich na głowę pod niemal każdym względem. Przejmujące teksty, i wpadające, nie tylko w ucho, ale przede wszystkim w serce melodie. Debiut Michaela jest wielkim krokiem dla muzyki, i jeszcze większym dla niego samego. “Hom Again” to po prostu “must have” i “must listen” 2012 roku.

Jessie Ware “Devotion”
Ostatnie lata przyniosły wysyp różnego rodzaju artystek, określanych mianem divy, wielkiej gwiazdy. Lekko mnie to niepokoi, gdyż niedługo może stać się tak, że bycie divą będzie tak samo powszechne jak bycie magistrem. Do jednego i drugiego nie każdy się nadaje. Prawdziwie wielkie artystki pojawiają się tak samo rzadko jak super nove. Jessie Ware z pewnością do nich należy. Podziwiam jej klasę, styl i talent, a za specjalną edycję albumu “Devotion”, przygotowaną na nasz rynek, jestem jej niezmiernie wdzięczny.

Agatha “As I Am”
Słuchając tej płyty można się pomylić, biorąc Agathę za artystkę zagraniczną. Tytuł debiutanckiego albumu Agathy przywodzi na myśl krążek Alicii Keys sprzed kilku lat, pod tym samym tytułem. Jest tak samo dobry.

Josephine “Portrait”
Pojawiła się z nikąd, i bezceremonialnie zawładnęła moim odtwarzaczem. Josephine. Wesoła, uśmiechnięta, pełna energi, utalentowana i piękna artystka. Aż dziw że “What A Day” i “Orignal Love” nie stały się jeszcze hitami. Zwłaszcza ten pierwszy utwór idealnie nadaje się na imprezy sylwestrowe i późniejsze karnawałowe szaleństwa. Krążek bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Chcę więcej.

Ania Dąbrowska “Bawię Się Świetnie”
Ania już dawno pozbyła się łatki “dziewczyny z Idola”. Zmieniła się, dojrzała, ewoluowała, a wraz z nią jej muzyka. Wciąż nagrywa smutne piosenki, ale smutne inaczej niż dotychczas. Pokazuje nam że smutek ma różne barwy i odcienie, tak jak zresztą wszystko co nas otacza. Jedna z bardziej wartościowych płyt polskich artystów w roku 2012.

Mateusz Ryman

Frank Ocean “channel Orange”
Mój numer jeden! Czekałem na ten krążek długo, opłaciło się! Płyta rewelacyjna, każdy kto słuchał na pewno myśli tak samo.

Emeli Sande “Our Version Of Events”
Album promowany przez dwa świetne utwory, ciekawy byłem jaka będzie cała. Nie zawiodłem się! Emeli śmiało można nazywać brytyjską księżniczką ballad.

The Weeknd “Trilogy”
Krążek, a w zasadzie trzy, znamy nie od dzisiaj. Były najpierw oddane w ręce fanów za darmo jako EPki, w tym roku postanowiono je wydać. Czy to był dobry pomysł? Według mnie bardzo dobry! Zawsze chciałem mieć te krążki fizycznie!

Gregory Portet “Be Good”
Nadzieja wokalnego jazzu. Płyta rewelacyjna, bardzo spójna. Nie wyobrażam sobie nie mieć jej w iPodzie.

Bruno Mars “Unorthodox Jukebox”
Czekałem na ten krążek! Byłem ciekawy czy Bruno poradzi sobie z wysoko przez samego siebie podniesioną poprzeczką. I jak wyszło? Według mnie dużo lepiej niż na debiucie!