Prezentujemy Wam niecodzienny utwór Mate.O i TGD “Przyjaciele”, który wspiera akcję Piosenka dla Indii. Utworu  możecie posłuchać tutaj. Po skoku prezentujemy Wam list Mate.O:

Kiedy pierwszy raz zadzwonił telefon z pytaniem, czy nie wybrałbym się na wyprawę do Indii, aby zobaczyć z bliska tamtejszą rzeczywistość, poznać i zachęcić indyjskich chrześcijan, pomyślałem, że nie ma to sensu. Słyszałem już wcześniej o warunkach, w jakich przyszło im żyć i wyznawać swoją miłość do Chrystusa i nie wyobrażałem sobie co ja, grajek ze „zgniłej” Europy mógłbym im dać, co takiego wyśpiewać i nie zmarnować pieniędzy darczyńców, którzy przeznaczyli niemałe środki na ten wyjazd. Miałem przecież tyle własnych spraw na głowie, które były naglące, niedokończone i lokalnych działań, na które chciałem poświęcić swój czas i zaangażowanie.

Po kilku miesiącach ponowiono zaproszenie. Zaufałem gospodarzom, że wiedzą co robią i w środku naszej zimy, w krótkim rękawku wylądowałem na nieznanym mi do tej pory kontynencie. Zobaczyłem zaledwie skrawki ogromnego, wielonarodowego państwa, w którym żyje prawie miliard i dwieście milionów ludzi mówiących różnymi językami, w różnych dialektach, mających różne kolory skóry i bardzo bogatą kulturę. Nasycone kolory wielobarwnych sari i kurt (tradycyjne stroje), niezwykłe aromaty i smaki tamtejszej kuchni to był zaledwie początek…

Nie zwiedzałem Indii turystycznymi szlakami, ale chodząc ulicami zwykłych osiedli, obserwując ludzi i ich codzienność, zacząłem pojmować, że są to ludzie bardzo uduchowieni…

Są czcicielami wielu bóstw, których liczba sięga ponoć trzystu milionów. Z jednej strony bardzo rodzinni, a z drugiej niezwykle od siebie oddaleni przez podział kastowy. Udręczenie i wewnętrzny ból manifestujący się na wielu twarzach, był największą ciemnością, jakiej do tej pory doświadczyłem patrząc na drugiego człowieka. Widziałem też małe dziewczynki, które zostały ocalone przed straszliwym procederem uśmiercenia, który choć zabroniony prawnie, nadal jest praktykowany.

Dziewczynki, ze względu na płeć, miały zostać zabite, a zostały uratowanie i zaadoptowane przez odważnych i kochających ludzi. Kiedy wybraliśmy się w odwiedziny do domu MoseMinistries, prawie setka uśmiechniętych buziek przywitała nas radosnym śpiewaniem na chwałę Chrystusa. Później spotykałem kolejnych ludzi, których życie było potwierdzeniem wszechpotężnego działania Boga, zmieniającego realną rzeczywistość życia. Pamiętam Dawida, niegdyś bezdomnego i upodlonego dzieciaka ulicy, wziętego jakby prosto z pierwszej części scenariusza filmu „Slumdog, milioner z ulicy”, a dziś młodego mężczyznę, przejętego miłością Chrystusa młodego misjonarza. W kulturze, stylu życia, codziennej powierzchowności, która cała jest przesiąknięta i zagarnięta przez hinduizm, zmieniające się życie współczesnych uczniów Chrystusa i działająca w nich moc ewangelii jest w wielkim kontraście i konflikcie z otaczającą ją rzeczywistością.

Zdawałoby się, że chociażby tak mała rzecz, jak przyjęcie drugiego człowieka z szacunkiem i uznanie jego godności, wywraca niejednokrotnie system kastowy do góry nogami, a cena którą trzeba za to zapłacić, to coś więcej niż ośmieszenie w towarzystwie. Konsekwencją utożsamienia się z Chrystusem i osobistego przejęcia się prawdą Bożego Słowa jest często utrata rodziny, pracy, mieszkania, również życia. Tak zdarzyło się w Orisie, kiedy zaledwie cztery lata temu, w akcie rytualnego szału ze strony wyznawców jednego z krwawych hinduistycznych bóstw, podczas spotkania pewnego Kościoła, na oczach żon i dzieci, w okrutny sposób zostało zamordowanych kilkuset mężczyzn. Był to początek cierpienia. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi, w tym owdowiałe kobiety i sieroty, zostały wygnane ze swoich domów i zmuszone do zamieszkania w dzikim lesie. Mógłbym jeszcze więcej pisać… O radości i bólu tamtejszych chrześcijan.

Dzisiaj już wiem, że celem mojej wizyty w Indiach nie było tylko podzielenie się tym, co ja dostałem, zachęcanie i modlitwa. Pisząc te słowa zdaję sobie sprawę, że było to jeszcze głębsze sięgnięcie Boga w moje życie. Miłość i odwaga, z którą tam się zetknąłem ciągle daje mi do myślenia.

Dzisiaj mam ten przywilej napisać Wam, że każdy z nas może być realnym, namacalnym współpracownikiem w służbie Jego Królewskiej Mości. Nie musimy oddawać tego zaszczytu wybrańcom, ale każdy z nas może się zaangażować, nie czekając na tzw. lepsze czasy. Wszędzie jest potrzeba pomocy, być może w twoim najbliższym sąsiedztwie. Miej oczy i serce otwarte, ręce i pieniądze gotowe, aby zaspokajać potrzeby.

inf. prasowe