Jeśli ktoś inspiruje się takimi tuzami muzyki jak Herbie Hancock, Fela Kuti, Duke Ellingtona czy Willie Colon, to po prostu nie może nagrywać słabych płyt. Pionierzy kanadyjskiego afrobeatu, którzy w swojej twórczości łączą także elementy soulu, jazzu, funku, czy rytmów latynoskich. Oprócz stałego składu, często zapraszają do współpracy muzyków z Senegalu, Brazylii czy Jamajki. Trzeba przyznać, że jest to mieszanka wybuchowa, a efektu nie powstydziłby się nawet Król Fela.

Inspirowane politycznie teksty i recytatorski wokal- niczym Fela. Niesamowity entuzjazm i energia, bezkompromisowe bicie perkusji, rytmiczny, płynny i ciepły bas, a wszystko okraszone wielkim luzem i energią. Nie ma na “Solidarity” aż takich fantazji i eksperymentów przy niektórych sekwencjach jak u Kutiego, ale nie istnieją też jakiekolwiek szablony. Czerpanie z korzeni oczywiste. Własna tożsamość- zachowana. Kipiący eklektyzm.

 “Solidarity” to nic innego jak porywający afrobeat i hardkorowy funk. Fela byłby dumny…