Pewnego razu na spacerze z kolegą znaleźliśmy COŚ.

To COŚ miało jakieś znaczenie. Spore.

 

Lecz nie dało się go wyrazić w języku żadnych pojęć.

Budziło ogromne emocje.

„To coś w rodzaju zdziwienia i przyjemnej ekscytacji” – powiedziałem.

Kolega się skrzywił. „To raczej lekko niepokojące”.

Poszliśmy do znajomego. „Słodko-gorzkie” – stwierdził stanowczo. „Tak jak rani ktoś nam bliski”.

Nie wiedzieliśmy co zrobić wobec ambiwalencji CZEGOŚ.

Coś ci przychodzi do głowy? – pytałem kolegę.

No coś ty! – odpowiadał.

COŚ jednak nie wymagało wyjaśnień.

Było. Niezmiennie oddziaływało.

W końcu przyzwyczailiśmy się do CZEGOŚ.

Nawet się trochę zaprzyjaźniliśmy.

Potem nam jednak zobojętniało.

Wystygło. Pozbyliśmy go się więc.

I poszliśmy GDZIEŚ.