Pewnego razu na spacerze z kolegą znaleźliśmy COŚ.
To COŚ miało jakieś znaczenie. Spore.
Lecz nie dało się go wyrazić w języku żadnych pojęć.
Budziło ogromne emocje.
„To coś w rodzaju zdziwienia i przyjemnej ekscytacji” – powiedziałem.
Kolega się skrzywił. „To raczej lekko niepokojące”.
Poszliśmy do znajomego. „Słodko-gorzkie” – stwierdził stanowczo. „Tak jak rani ktoś nam bliski”.
…
Nie wiedzieliśmy co zrobić wobec ambiwalencji CZEGOŚ.
Coś ci przychodzi do głowy? – pytałem kolegę.
No coś ty! – odpowiadał.
…
COŚ jednak nie wymagało wyjaśnień.
Było. Niezmiennie oddziaływało.
W końcu przyzwyczailiśmy się do CZEGOŚ.
Nawet się trochę zaprzyjaźniliśmy.
Potem nam jednak zobojętniało.
Wystygło. Pozbyliśmy go się więc.
I poszliśmy GDZIEŚ.