Wczoraj ogłosiliśmy konkurs, w którym do wygrania były dwa pojedyncze bilety na koncert Melody Gardot, 29. lipca w Sali Kongresowej. Razem z nami wysłuchają divy jazzu: Ada Ziółkowska oraz Magdalena Kawczyńska. Serdecznie gratulujemy!

Poniżej przeczytać możecie wpis p. Marka Duszy, który umieścił na swoim blogu. Dotyczy oczywiście koncertu Gardot oraz jej osoby. Miłej lektury.

Najsubtelniejsza z wokalistek, obdarzona niezwykłą wrażliwością i intrygującym głosem Melody Gardot zaśpiewa w Warszawie i Szczecinie – pisze Marek Dusza Niedzielny koncert w Sali Kongresowej będzie post scriptum festiwalu Warsaw Summer Jazz Days. W poniedziałek 30 lipca wystąpi na Zamku Książąt Pomorskich na Szczecin Music Fest. Będzie to jej druga wizyta w Polsce.

Trzy lata temu śpiewała w Studiu im. Agnieszki Osieckiej, a jej koncert promujący album „My One And Only Thrill” transmitował na żywo Program III Polskiego Radia. Album osiągnął status Platynowej Płyty. Później wydano go w wersji De Luxe dodając zarejestrowany w Olympii koncert z 2009 roku. Jesienią Melody Gardot gościć będzie w Olympii trzykrotnie. Jej nowa płyta „The Absence” już pokryła się złotem w wielu krajach, także u nas.

Niezwykły głos Melody odkryłem trafiając na pierwsze amerykańskie recenzje zanim jej pierwsza płyta dotarła do Polski. Czytelnicy „Rz” jako pierwsi w Polsce przeczytali recenzję z jej koncertu we frankfurckiej Alte Oper, a później z North Sea Jazz Festival. Posłuchanie Melody Gardot „na żywo” jest przeżyciem, którego się nie zapomina. Piękna dziewczyna wchodząca na scenę o lasce i śpiewająca urzekające ballady z gitarą lub przy fortepianie zatrzymuje bieg czasu. Każda publiczność jest zasłuchana głęboko. Nikt nie odważy się nawet poruszyć, by nie uronić żadnego dźwięku, ale artystka rozładowuje to napięcie rozmawiając z publicznością. Kiedy w Rotterdamie pewnej fance zadzwonił telefon komórkowy, Gardot zwróciła się do niej, żeby odebrała, opowiedziała rozmówcy, gdzie jest i przesłała mu pozdrowienia od wokalistki ze sceny.

Wie, że dostała dar, który chce jak najlepiej wykorzystać. Kiedy 25 września przyjechała do hotelu w Warszawie i rozpakowała się, od razu poprosiła o możliwość przeprowadzenia prób. O 22 wieczorem w piątek nie było łatwo znaleźć takie miejsce z fortepianem. Ale udało się i ćwiczyła do 2:00 w nocy. Następnego dnia stawiła się w Trójkowym studiu i do 17 rozgrywała się z zespołem. Dlatego rozpoczęty godzinę później koncert był perfekcyjny, a pod względem artystycznym – zjawiskowy. Jest skromna, wyciszona. Na koncercie we Frankfurcie schowała swoje długie, jasne włosy pod beretem. Zwykle scena pogrążona jest w mroku, bo jest nadwrażliwa na światło.

@:Śpiewanie to jej nowe życie po tragicznym wypadku. W listopadzie 2003 r. jadąc na rowerze została potrącona przez jeepa, którego kierowca zignorował czerwone światło. Doznała licznych obrażeń i rok przeleżała w szpitalu. Miała kłopoty z pamięcią, w ramach rehabilitacji uczyła się muzyki i gry na gitarze. Nie był to pierwszy jej kontakt z nutami. Wcześniej grała na fortepianie. – Studiowałam sztukę w Community College w Filadelfii, a wieczorami grałam, śpiewałam standardy i popularne piosenki w klubach i hotelowych restauracjach. Uczyłam się grać od dziecka, ale nie traktowałam muzyki jako przyszły zawód. Chciałam zostać malarką – powiedziała w rozmowie z „Rz”.

Pamięć ćwiczyła na fragmentach melodii. – Najpierw słuchałam utworu po kilka razy, a potem próbowałam odtworzyć muzykę z pamięci. Tak ćwiczyłam mózg, żeby zaczął pracować prawidłowo. W efekcie sama zaczęłam pisać, co było dla mnie zaskoczeniem, bo wcześniej nie odkryłam w sobie tych zdolności. Zauważyłam, że z łatwością przychodzi mi opisywanie dźwiękami moich uczuć, nawet najdrobniejszych niuansów.

Zaskakiwać może imię Melody, jak pseudonim artystyczny. – To imię nadała mi mama. W ogóle miałam być chłopcem. Tak mówił mamie lekarz, a wskazywało na to moje ułożenie w brzuchu. Kiedy mnie urodziła, zdziwiła się, że jestem dziewczynką. Nie miała przygotowanego dla mnie imienia, wybrała kilka, ale żadne jej się nie podobało. A ponieważ byłam w jej brzuchu bardzo ruchliwa, przypomniała sobie, że uspokajałam się, kiedy nuciła mi melodie. Dlatego dała mi na imię Melody.

Najważniejszym momentem świadczącym o powrocie do życia było tworzenie własnej muzyki i tekstów już w szpitalnym łóżku. – Zaczęłam pisać słowa piosenek, wymyślać melodie. Później nauczyłam się grać na gitarze. W szpitalu nagrałam pierwsze piosenki i okazało się, że są na tyle ciekawe, że można je wydać na płycie. Tak powstał album „Some Lessons: The Bedroom Sessions”. Niektóre z tych utworów znalazły się później na płycie „Worrisome Heart”, dzięki której dowiedział się o mnie świat.

Ponieważ matka Melody dużo podróżowała fotografując, jej wychowaniem zajmowała się babcia-Polka, powojenna emigrantka. Na koncercie w Trójce wokalistka wspominała ją żartobliwie: – Ponieważ nie byłam spokojnym dzieckiem, babcia karciła mnie: bo dostaniesz po dupie. Te słowa powiedziała po polsku.

Występ Melody Gardot będzie wydarzeniem, być może najważniejszym wokalnym przeżyciem od pierwszego koncertu Diany Krall.