Brad Mehldau na North Sea Jazz wykonał swoją robotę perfekcyjnie. Występujący poprzedniego dnia Vijay Iyer wydawał się mieć w porównaniu skute ręce kajdanami.

Dla Mehldaua utwory popowe to puszki z nieskończoną zawartością. Z pozoru błahe tematy muzyki popularnej (The Beatles czy Beach Boys) podlegają dogłębnej eksploatacji.

Wyławia się tu z nich jakąś myśl, zalążek, czasami jedno zdanie. A potem melodia płynie już swoim, nieprzewidywalnym torem.

Obie ręce pracują niezależnie. Niejednokrotnie jedna nieskończyła jeszcze swojej scieżki, a druga zaczynała już równoległą, inną częstokroć zupełnie, wynikającą z niej, pełzającą obok, krzyżującą się.

Do tego – piękny, subtelny ton. Proszę, żeby doświadczać artystycznej wolności nie potrzeba szoku i dysonansu.

Mehldau często sprawia wrażenie, że jest typem artysty, którego celem jest udowodnić światu, że jest wielki i głęboki. I trzeba przyznać – mu się to udaje wyśmienicie.