Sofa pasuje mi do klubu przepełnionego ludźmi i przygaszonego, dyskotekowego światła. Wtedy ma się wrażenie, że to nie każdy z osobna śpiewa i odprawia wokół siebie szalone tańce, tylko ogromna sofowa masa energii wykonuje skok w takt aktualnego wersu.
Tym razem – 29 czerwca 2012 – zespół zawitał w warszawskiej Strefie Kibica. Mimo nielicznych osób przybyłych o godzinie punkt 20.00, z czasem zaczęła gromadzić ona nie tylko najwierniejszych SOFAnów, ale też obcokrajowców obserwujących polskie Euro. Niech moje wrażenia koncertowe podsumuje przypadkowa para, która zaczepiła mnie w tłumie, dopytując się o to, kto gra na scenie: „Jaki to fajny zespół!”
Fajny zespół i w dodatku fajna muzyka. Co prawda pan zapowiadający koncert doliczył się na koncie Sofy WIELU płyt, mimo, że formacja wydała ich na razie trzy, ale za to JAKIE. Na scenie można było poczuć różnorodność krążków „Many Stylez”, „DoReMiFaSoFa” oraz „Hardkor i Disko”, a wręcz nastąpił ich swoisty przekrój muzyczny. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jaka to wybuchowa, fascynująca mieszanka hip-hopu, funku, soulu, popu i disco z domieszką hardcore’u oczywiście!
No bo jak bardzo proszę Państwa „Would U” różni się od „Egzorcyzmy Emili Roze”, a je z kolei jak daleko w kosmos wyślemy za Erykiem z „Serpentyny i Mydlane Bańki”? Wszystkie odpowiedzi zmierzają w kierunku stwierdzenia, że każdy na muzycznej sofie znajdzie coś dla siebie. Widać to też było po reakcjach publiczności, która dostarczała Strefie Kibica coraz więcej ruchów, oklasków i uśmiechów. A ja nie ukrywam, że zafascynowałam się piosenką „Chłopcy” i chętnie poprosiłabym Kasię Kurzawską o zaśpiewanie „dziewczyńskiej” wersji utworu.
Chwalę zespół Sofa po raz kolejny. Zdrowy dystans do siebie i świata w tekstach i muzyce nie stwarza dystansu między zespołem, a publicznością. Wprost przeciwnie. Jest chemia – i to jaka! Ja więc w tajemnicy powiem Wam, że w Sofie jestem cały czas szaleńczo zakochana.