Złości ją hipokryzja, uwierają szufladki – o ile na debiutanckim „Closer” Mika Urbaniak dowiodła, że jest nie tylko córką swoich rodziców, ale niezależną, dojrzałą artystką, o tyle na „Follow You”, swojej drugiej płycie, postanowiła wszystko, co o niej wiecie, wywrócić do góry nogami. Kto za nią nadąży w tej szalonej podróży, nie pożałuje…
Tytuł jednego z utworów to „Top of My Lungs”. Na kogo krzyczysz?
To jest krzyk złości! (śmiech) Ta piosenka to mój hymn niezależności i siły. Ludzie niech sobie gadają, ale ja nie zamierzam się niczym przejmować. Jest w tym trochę takiego podejścia: „Ja wam pokażę!”
Komu?
Tym, co wiele mówią, a niewiele robią. Denerwują mnie kłamstwo, hipokryzja, konserwatyzm… Najbardziej jednak irytuje mnie dwulicowość, to że ludzie coś innego mówią, a coś innego robią. Dla mnie bardzo ważne to mieć w życiu zasady. I odwagę, żeby być sobą.
Można by pomyśleć, że wzięło cię na komentarze polityczne.
Nieee… Choć wiesz, że kiedyś miałam taki pomysł, żeby studiować stosunki międzynarodowe? Może zostałabym politykiem. Ale nie, to nie był dobry pomysł.
Musiałabyś służbowo mówić coś innego i robić coś innego.
Właśnie, i za to by mi płacili. Nie, to nie dla mnie…
Dlaczego producentem płyty został Victor Davies? Poznaliście się pewnie przy okazji współpracy z Andrzejem Smolikiem, dobrze zgaduję?
Tak, poznaliśmy się dzięki Andrzejowi, koncertowaliśmy razem i pozostaliśmy w kontakcie. Zaprosił mnie nawet, żebym zaśpiewała gościnnie na jego płycie, ale nie mieliśmy wspólnych planów. Kiedy już, po wydaniu „Closer”, zaczęłam myśleć o swoim drugim albumie, nie wiedziałam czego chciałam. Długo zastanawiałam się nad stylistyką, spotykałam się z różnymi producentami, myślałam o różnych gatunkach muzycznych, zastanawiałam się nad tekstami. Pojechałam do Londynu i spotkałam się z kilkoma producentami, po czym stwierdziłam, że Victor to jest właśnie człowiek, którego szukam.
Co ma w sobie takiego, czego inni nie mieli?
Bardzo podoba mi się jego podejście do muzyki i talent do pisania utworów. Jest znakomity w tym, co robi! Do tego jako autor tekstów doskonale rozumie, co ja chcę przekazać, a jednocześnie potrafi ubrać to w słowa lepiej, niż ja umiałabym to zrobić. Już po pierwszej sesji pisania utworów byłam pewna, że to jest to!
Twoja debiutancka płyta – „Closer” – spotkała się ze świetnym przyjęciem, dostałaś za nią Fryderyka – dlaczego więc zdecydowałaś się na nowego producenta? Nie zmienia się przecież drużyny, która wygrywa.
Rozważałam to, ale dla mnie każde takie spotkanie to jak szkoła muzyczna. Każdy wnosi coś nowego do mojego rozumienia muzyki i własnych możliwości. Wybieranie innych producentów umożliwia mi uczenie się nowych rzeczy, bo każdy z nich ma własny, unikalny styl. Zależy mi na tym, żeby każda sesja nagraniowa owocowała nie tylko płytą, ale i pomagała mi w rozwoju.
Nie zapytam, jaki pomysł mieliście z Victorem na tę płytę, bo chyba znam odpowiedź: wszystkie. (śmiech)
Tak rzeczywiście jest, ale nie planowaliśmy tego. To wyszło w trakcie. Każdy kolejny utwór, nad którym pracowaliśmy, w naturalny sposób prowadził nas w inną muzykę. Zresztą, kto powiedział, że na płycie trzeba się ograniczać do jednego stylu? Owszem, to musi być spójne, ale taki wachlarz różnych gatunków muzycznych bardzo mi się podoba. Utwory, które trafiły na „Follow You” są odmienne, ale uzupełniają się nawzajem. Wiesz, nie mogę zastanawiać się nad tym, czy spełniam czyjeś oczekiwania – na dłuższą metę najbardziej opłacalne jest inwestowanie w swój artystyczny rozwój, podejmowanie ryzyka, zaskakiwanie słuchacza. Mam taką naturę, że jeśli ktoś czegoś ode mnie oczekuje, ja natychmiast robię coś dokładnie odwrotnego. Nie chcę się dać zaszufladkować.
W świecie sformatowanych mediów oraz gustów, łatwiej byłoby wypromować twoją muzykę, gdybyś nie wyskakiwała ciągle z szufladek.
Ale właśnie niech się zastanawiają, niech mają ten kłopot! (śmiech) Mam nadzieję budzić kontrowersje – dlaczego właśnie taka płyta, dlaczego różne style muzyczne? Nie mam zamiaru dostosowywać się do istniejących półek w sklepach. Może powinni zrobić jakąś półkę tylko dla mnie? Nie wymyśliliśmy tego z Victorem, płyta powstawała w naturalny sposób, ale potem zrozumieliśmy, że to właśnie jest jej atutem, że mogę się pokazać w tych różnych gatunkach.
Czy wszystkie pomysły Daviesa wydawały ci się od razu równie dobrze? A może przed którymś się broniłaś?
Tak, są tu piosenki, które nie od razu poczułam, na przykład „Pixelated” czy „Celebrity”. Nie słuchałam zbyt wiele rocka w swoim życiu i Victor musiał mnie namawiać, żebym je zaśpiewała Owszem, melodie i teksty od razu mi się podobały, ale nie wiedziałam czy potrafię tak zaśpiewać. „Jesteś pewien?” – dopytywałam Victora. Na szczęście potrafił mnie uspokoić, sprawić, że poczułam się w tym pewnie. Choć tak naprawdę w pełni przekonałam się do takiego brzmienia mojego głosu, gdy już odsłuchiwałam gotowe nagrania. Teraz bardzo mi się to podoba.
W Polsce zawsze słuchało się dużo rocka, więc o przyjęcie tych utworów jestem spokojny. Gorzej z takim „Is There Anybody Out There” – country nigdy nie było w naszym kraju szczególnie poważane. Twoi fani będą w szoku.
Bardzo mnie dziwi, że ludzie tak postrzegają country music… Przygotowując się do tych nagrań puszczałam sobie Dolly Parton na iTunes i zrozumiałam, że to jeden z nielicznych już gatunków muzycznych, w których melodia jest najważniejsza, zupełnie jak w standardach jazzowych. Myślę zresztą, że „Is There Anybody Out There” jest tak fajnie zrobione, że spodoba się nawet tym, co nigdy nie przypuszczaliby, że polubią country.
Czy to prawda, że znaczą część twoich partii, które słyszymy na płycie, nagrałaś za pierwszym podejściem?
Tak, to wersje demo. Im dłużej ćwiczyłam, tym gorzej mi to wychodziło. (śmiech) Pierwsze, surowe podejścia często okazywały się najfajniejsze, bo miałam wtedy sporo luzu. Jest w tym pazur. Kiedy za bardzo się staram, kiedy się nadmiernie przejmuję, wychodzi trochę kwadratowo i sztucznie.
Tematyka tekstów to działka Victora, czy rozmawialiście, o czym to ma być?
Dużo rozmawialiśmy, choć nie o każdej piosence.
O „Pixelated” rozmawialiście? O ukochanym, którego nie można dotknąć, bo istnieje tylko w serwisie społecznościowym? Bardzo na czasie.
Zgadzam się, to bardzo prawdziwe i aktualne obserwacje. Wpadliśmy na ten pomysł, kiedy rozmawialiśmy na Skype. „Emocje zredukowane do tekstu” – kocham tę linię. Śpiewanie piosenki, która jest tak dobrze napisana to wielka przyjemność! Chciałabym pisać tak jak Victor, ale jeszcze nie potrafię. Wspomniałam mu o tym. „Rób to, co robisz najlepiej” – powiedział mi. – „Nie możesz robić wszystkiego, a skoro najlepiej wychodzi ci śpiewanie, skup się na tym i resztą się nie przejmuj”. Tego się trzymam.
Sesja zdjęciowa do albumu 'Follow You’:
[nggallery id=82]