Palladium zatrzęsło się w posadach. Dźwięk falował i wibrował w powietrzu. Jeszcze moment, a dałoby się go dotknąć. Odkręcony do granic możliwości potencjometr volume na wzmacniaczach robił swoje. Coś gruchnęło, trzasnęło – pojawił się Marcus Miller.

Razem z nim cała machineria do wytwarzania groove’u. I to jakiego! Gęstego, mięsistego i przede wszystkim dokładnego do bólu. Innymi słowy – roznoszącego wszystko, co spotka na swojej drodze w drobny mak. Miller z kolegami stworzył potwora – pełnego polotu, luzu, energii, kunsztu i precyzji. A nade wszystko – niebywale profesjonalnego.

Repertuar stanowił w 90% materiał z nowej płyty zespołu – Reneissance. Prawdę mówiąc jednak, nie miało to większego znaczenia. Cokolwiek bowiem Miller z kolegami by nie zagrał, to brzmi równie wyśmienicie. I jak zawsze – inaczej niż na płytach.

Zachwycało funkujące „Detroit” czy kapitalnie przearanżowane „Tutu”. Najlepszy tego wieczoru był jednak „Dr. Jekyll and Mr. Hyde”. Składający się z dwóch przeplatających się groovoów. Pierwszy zręczny, inteligentny, subtelnie pomykający. Drugi tłusty i walący prosto w oczy, niczym pięść stu tysięcy rockmanów naraz.

Miller dwoił się i troił, przycinając sola najwyższej jakości, dyrygując jednocześnie poczynaniami kolegów. Maurice Brown to prawdziwa sceniczna bestia, ziejąca ogniem z trąby. Wił się on i tańczył w ekstazie z taką swobodą jakiej biały człowiek, choćby się naszprycował nie wiem czym, osiągnąć nie jest w stanie.

Alex Han mógł wypadać blado przy stojącym obok Maurice’ie. Ale tylko jeśli chodzi o sceniczną prezencję. Jest to bowiem saksofonista niezwykle mądry, z autentyczną wyobraźnią. Wszystko, co zagra jest ze wszech miar przepełnione sensem. Prawdziwa przyjemność!

Kris Bowers pięknie domykał harmonicznie latających momentami dosyć luźno kolegów. Skracał pole i nadawał łajbie odpowiedni kurs. Gdzieniegdzie samemu zdobywając się na zupełnie obłędne partie solowe.

Nie mógł się nie podobać także gitarzysta – Adam Agati. Miał świetny sound, odbiegający pozornie od reszty bohaterów wieczoru. Gdy rozpoczynał improwizacje, przenosił jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki całość dźwięków w zupełnie inny wymiar. Kosmos. Perkusista Louis Cato – ściśle i dogłębnie dodawał do pieca jak tylko mógł. Bez niego zespół straciłby połowę swojej motoryki.

Co tu dużo mówić, to po prostu najlepsza trupa jaką świat nosi.

Setlista:
1. Mr. Clean
2. Detroit
3. Redemption
4. February
5. Dr. Jekyll and Mr. Hyde
6. Slipping into Darkness
7. Tutu
8. Blast!
9. Tightrope

Nasza fotorelacja:

[nggallery id=76]