Podane zostały kolejne gwiazdy tegorocznego Openera. Udział dwóch artystów bardzo nas ucieszył. Pierwszym z nich jest grupa Mumford & Sons, druga to Toro y Moi. Ponadto podane zostały: Orbital oraz The Maccabees. Poniżej kilka słów o artystach.

Mumford & Sons
Tydzień temu zagrali na kolacji dla prezydenta Obamy i premiera Camerona, w sobotę zaprezentowali nowy utwór podczas festiwalu SXSW, a dziś trafiają na plakat kolejnej edycji festiwalu Open’er – Mumford & Sons.
Choć od premiery albumu „Sigh No More” minęło już prawie dwa i pół roku, Mumford & Sons nadal generują niezwykłe zainteresowanie i skutecznie powiększają grono fanów zakochanych w ich folk-rockowych piosenkach. Nie są ze Stanów ani z angielskiej prowincji. Wychowali się w Londynie i tam u boku Laury Marling czy Noah & The Whale budowali lokalną scenę folk rocka, która stałą się prawdziwym ewenementem. Zespoły z najbardziej kosmopolitycznego miasta świata, gdzie nowe brzmienia rodzą się co kilka dni, sięgnęli po tradycję, która laptopy i syntezatory zamieniła na bajno i mandolinę. Ciężko ustalić jeden moment, który stał się trampoliną dla Mumfordów. Należy wskazać chyba konsekwencje i setki koncertów, czyli prawdziwą pracę u podstaw, która przyniosła niespotykane efekty. „Sigh No More” został nagrany na wypożyczonych instrumentach i wyprodukowany przez Markusa Dravs’a, współpracownika m.in. Coldplay i Arcade Fire. I choć po 30 miesiącach od premiery album nigdy nie znalazł się na 1 miejscu listy Billboardu i UK Top 40, sprzedał się na całym świecie w ponad 3 milionach egzemplarzy, największe nakłady generując właśnie na Wyspach i w USA. Nawet w ubiegłym roku był jedną z najchętniej kupowanych płyt z gatunku rock. W raz z sukcesem przyszły nagrody. BRIT Award 2011 dla najlepszej płyty było jedynie formalnością. Zespół był także nominowany do 6 nagród Grammy. Aż 4 statuetki mogło zdobyć nagranie „Tha Cave” i mimo, że galę rozdania tych najcenniejszych nagród Mumford & Sons opuszczali z pustymi rękoma – Ameryka była ich. Młodym zespołom zza Atlantyku zdarza się to niezwykle rzadko. Nominacja „The Cave” nie do końca oddaje fenomen jakim jest grupa Mumford & Sons. Ich debiut to nie tylko zbiór znakomitych singli z „Little Lion Man” czy „Winter Winds” na czele. To płyta, którą miliony ludzi kupowały, by na własne uszy przekonać się, że to 48 minut jest idealną całością. Od ponad roku Mumford & Sons nagrywają materiał na nowy album. Pierwszą zupełnie nową kompozycją było nagranie „Ghosts That We Never Know” zaprezentowane jesienią w audycji radiowej. Zespół podkreślał jednak, że była to bardzo wstępna wersja. Kolejny nowy utwór fani usłyszeli zaledwie kilka dni temu. „Where Are You Now” Mumford & Sons zagrali w sobotę (17 marca) na festiwalu SXSW, przybliżając nas do premiery następcy multiplatynowego „Sigh No More”. Ile premierowych utworów usłyszymy na Open’erze, przekonamy się w lipcu.

Toro y Moi
Chaz Bundick, czyli Toro y moi, jedna z czołowych postaci chillwave – gatunku, który równie szybko rozkochał w sobie blogosferę, co stał się przekleństwem dla jego twórców. Obok Neon Indian i Washed Out, których nagrania remixował, Toro Y Moi budził najwięcej emocji fanów nowego brzmienia, a jego debiutancki album „Causers Of This” określał ramy, w których mieli poruszać się artyści oraz dziennikarze zainteresowani nowym zjawiskiem. Sporo psychodelii, ponakładanych efektów, rozmarzonych syntezatorowych pasaży i zabawy z wokalem. Tak w skrócie można opisać chillwave, który jednak nabierał zupełnie innego charakteru, kiedy Toro y Moi ruszał w trasę. Z zespołem odchodził od rozleniwiających dźwięków, choć nadal zostawała atmosfera błogiego relaksu. Choć w wypadku debiutantów często trudno mówić o własnym, charakterystycznym stylu, Toro y Moi go wypracował. Na drugiej płycie, wydanej w lutym 2011 roku „Underneath The Pine” zaczął mocno eksplorować muzykę funk, a mimo to nie było wątpliwości, kto odpowiada za ten album. „Underneath The Pine”, to płyta na której pogłosy ustąpiły miejsca groove’om, a kompozycje nabrały nawet odrobiny popowego charakteru. Wierzymy, że dla Toro y Moi to dopiero początek.