„The Well” to płyta pozbawiona ciężkości. Chłodna, czysta, klarowna, wolna od krzyku. Wiele tu przestrzeni, tak że bez trudu można zaczerpnąć głęboki oddech świeżego powietrza. Dźwięki przetaczają się leniwie, rozwijają niczym kłębek nici. Gdzieś nas ta muzyka ciągnie, gdzieś prowadzi. Jest lekka, ale nie w sensie bagatelnego znaczenia. Ma swoją substancję.

Tord Gustavsen potrafi przy użyciu niezwykle oszczędnych środków dotknąć wyobraźni odbiorcy. Robi to w sposób nienarzucający się i nadzwyczaj subtelny.

I choć zdarza mu się nawet wzbudzić autentyczne emocje, to problem polega na tym, że on do ludzkiej wyobraźni ma tylko jeden klucz. Zawsze więc otwiera te same drzwi. Z początku więc wydaje się miłym, elokwentnym gościem. Przychodzi jednak za często i zawsze w tej samej sprawie.

To mistrz jednego patentu. Tym razem w kwartecie (razem z Mats Eilertsen na basie, perkusistą Jarle Vespestad i Tore Brunborg – saksofon).

Gustavsen wciąż opowiada te same anegdoty. Nawet pyta: A znasz to? Znam – odpowiadasz. A on – ale Ci opowiem jeszcze raz, bo to świetna historia! I snuje swoją gawędę, do której w pewnym momencie zaczyna brakować cierpliwości. Ma się ochotę wyjść, wyskoczyć przez okno, albo kopnąć go w głowę.

W małych dawkach więc inspirujące. W większych – może okazać się ciężko strawne.