4 stycznia odbył się koncert bardzo młodej i utalentowanej wokalistki, która pobierała nauki w elitarnej szkole – Berklee College of Music, który mieści się w Bostonie. O Oldze Matuszewskiej można napisać wiele, ale nie będę się rozdrabniał, dlatego że mamy przygotowaną dla Was niespodziankę, o której powiemy na dniach. Po skoku zapraszam do zapoznania się z relacją koncertu oraz zdjęciami.

Koncert w OSiRze raz odwołano, początkowo miał się odbyć w grudniu. Niestety z przyczyn technicznych nie doszedł do skutku. Olga jednak nie dała za wygraną, przygotowała koncert, w zasadzie można napisać – noworoczny. Do kawiarni na Powiślu przybyło bardzo dużo ludzi, szczerze nie spodziewałem się takiego tłoku. Ale przejdźmy do warstwy muzycznej, bo to najbardziej nas interesuje. Olga jest Artystką przez wielkie ‘A’, ma cudowny głos, wspaniały klawisz i gitarę. Wypisałem dwa instrumenty a Olga była sama… dla urozmaicenia nie grała na samym klawiszu, na jeden utwór wzięła gitarę, zagrała na niej i zaśpiewała. Cały koncert składał się z autorskich utworów wokalistki, poza dwoma numerami. Pierwszym coverem, który zagrała ‘na dzień dobry’ był utwór Boba Marleya, następnie set z własną twórczością. Cały koncert podzielony był na dwie części, w drugiej jako cover wykonała kawałek Prince’a. Jeśli chodzi o covery byłoby to na tyle. Do tej pory mam w głowie Dream oraz Don’t Cry. Ten drugi utwór zdecydowanie bardziej. Jak tylko płyty przylecą do Polski, będziemy je dla Was mieli (czytajcie, będzie konkurs).

Podsumowując, Olga w moich uszach brzmi jak Norah Jones. Delikatność, inteligencja, wokalizy – wszystko bardzo podobne, co dla mnie jest na wielki plus. Proszę Państwa, do Polski wróciła nasza Norah Jones!

[nggallery id=56]