Na ten dzień czekałem bardzo długo. Andreya Triana jest dla mnie zagadką, jak w tak małym ciele tyle charyzmy i pięknego głosu?! Warszawski koncert w Fabryce Trzciny rozpoczął się punktualnie o 21:00. Ku mojemu zdziwieniu nie było dużo ludzi, jednak dało się odczuć atmosferę niezwykłości tego koncertu. Każdy kto przyszedł wiedział po co, znamy takie koncerty, w których ta magia ginie.

Kiedy Triana weszła na scenę zrobiło się głośno, widownia przywitała ją gromkimi oklaskami, na co ona odpowiedziała bardzo szczerym i szerokim uśmiechem. Ze sceny biła bardzo pozytywna energia, jakby Słońce patrzyło w naszą stronę. Ninja Tune powinno być dumne z takiej podopiecznej. Jeśli chodzi o całą wasrtwę muzyczną, było znakomicie. Nie wiem jak publiczność, ale ja odczuwałem jedność między zespołem a artystką. Było słychać, że długo ze sobą grają bo wszystko było bardzo dopieszczone. Znając płytę Andreyi nie spodziewałem się nic innego niż na płycie, bardzo się myliłem. To co wokalistka dała fanom na płycie jest tylko małą częścią tego co potrafi – mówię o umiejętnościach wokalnych. Wykonała praktycznie wszystkie utwory z płyty. Koncert trwał równą godzinę, jednak fani nie chcieli tak szybko puścić wokalistki ze sceny. Na bis wykonała Sweet Dreams zespołu Eurythmics, w bardzo nietypowej wersji, ponieważ na początku jako instrumenty grały klucze widowni, później było nadal akustycznie.

Koncert należy do bardzo udanych. Cały czas się zastanawiam dlaczego tacy artyści tak rzadko przyjeżdżają do naszego kraju. Miejmy nadzieję, że niedługo się to zmieni!

[nggallery id=47]