12 listopada w Poznaniu w Blue Note Jazz Club odbędzie się koncert promujący najnowsze wydawnictwo Marka Dyjaka “Moje Fado”. Na scenie poza Dyjakiem zobaczymy zespół w składzie: Jerzy Małek – trąbka; Zdzisław Kalinowski – piano; Łukasz Borowiecki – kontrabas; Arek Skolik – perkusja. Artysta sam siebie nazywa barowym grajkiem. Dla fanów jest polskim Tomem Waitsem. ‘Najbardziej prawdziwym głosem na polskim rynku muzycznym’ – tak ocenia go krytyczka muzyczna, nauczycielka śpiewu Elżbieta Zapendowska. Dyjak to Dyjak – mówią przyjaciele; facet, który żył po bandzie, pił po bandzie, aż dotarł do końca drogi. On też tak czuł.  Po skoku informacja o artyście.

Marek Dyjak urodził się 18 kwietnia 1975 roku. Skończył zawodówkę i zdobył papiery hydraulika. Wystarczyło kilka rzeczy, by życie było pełne i szczęśliwe – robotnicze życie, żona robotnicza, robotnicza klitka w bloku. Zwykłe, proste życie, bez dłubania w niuansach duszy i serca. Chciał więcej.W 2008 roku na Wielkanoc przymocował do drzewa linkę holowniczą. Pogotowie stwierdziło zgon. Obudził się po kilku dniach w śpiączce, nic nie pamiętał. Nie każdemu odpowiada styl bycia Dyjaka – choć od trzech lat nie pije i walczy z nałogiem, to wciąż pozostaje sobą i na tym polega jego niezwykły fenomen, który przyciąga koneserów dobrej muzyki. Bywały w jego karierze momenty, w których muzyk mógł iść za ciosem – wbić się na tzw. ‘artystyczny świecznik’. Wolał jednak iść własną drogą, nie zawsze łatwą lecz kierowaną przez siebie samego, nie oddał swojej kariery w cudze ręce. Niektórzy widzą w tym artystyczną pozę – Dyjaka wyklętego, samotnika i indywidualistę. Mocnym głosem śpiewa równie mocne utwory, w których – jak mówią sami fani – jest krew, żółć i łzy.
Na rynku papierowych supermenów jest zjawiskiem – ocenia Jan Wołek.

Ma za sobą wiele koncertów w całym kraju. Na co dzień występuje z zespołem, ale nie są mu obce koncerty wyłącznie z gitarą. Dyjak jest jak prawdziwy buntownik, co to rzuca się głową naprzód, a dopiero potem podlicza bilans zysków i strat. Takie są też jego koncerty – zero taryfy ulgowej, śpiewa to, co czuje i myśli, nawet jeśli taki ekshibicjonizm sporo go kosztuje.

inf. strona klubu/fot. Katarzyna Kifert