„For True” irytuje banalnością. Naiwny ten kto uwierzy, że utworów na płycie jest 14, jak można odczytać z okładki płyty. Są tak naprawdę dwa. Jeden wokalny i jeden instrumentalny. Nie widzieć czemu powtórzone są one na albumie po 7 razy. Może to kwestia samozadowolenia wykonawcy?
Być może. Choć powodów po temu nie zauważam. Nic bowiem, poza zaproszeniem kilku gwiazd muzyki rockowej i soulowej (W. Haynes, Kid Rock, J. Beck, Ledisi), Shorty nie pokazał. Kompozycyjnie monotonne, śpiew Trombone’a naprawdę zupełnie przeciętny. Trudno się oprzeć wrażeniu, że większość wysiłku schodzi mu po prostu na poprawne zaśpiewanie. I udaje mu się – śpiewa poprawnie. Ale nic więcej.
Gra na puzonie Shorty’ego, która powinna być najmocniejszą stroną wydawnictwa też nie zachwyca. Mało to ma wszystko z jazzem wspólnego. Bardzo to mainstreamowe, żeby nie powiedzieć – zupełnie popowe.
Nowa płyta Trombone’a to najlepszy dowód, że nie wystarczy drogie studio, świetna produkcja, brzmienie i gwiazdorska obsada, żeby nagrać wartościowy album. Jest to produkt ładnie opakowany, ale poraża pustką, brakiem jakiejkolwiek myśli czy pomysłu. Jest wręcz przytępawy.
Żeby oddać „For True” co się należy, wypada dodać, że gdzieniegdzie pojawi się w miarę chwytliwy groove. Jest to jednak groove do tego stopnia pozbawiony treści i melodycznie nieinteresujący, że zamiast cieszyć, staje się po prostu pustym doświadczeniem.
W skrócie – nie polecam. Grozi rozczarowaniem.