Ktoś z WAS pamięta film Bezsenność w Seattle? Tak? To teraz sobie przypomnijcie motyw muzyczny, który rozpoczynał film. Piosenka nosi tytuł Winter Song, i pochodzi z repertuaru japońskiej grupy Dreams Come True.

Zespół powstał w drugiej połowie lat 80-ych ubiegłego wieku. Założycielem bandu jest basista Masato Nakamura, który do współpracy zaprosił piosenkarkę i frontmenkę, Miwę Yoshidę, oraz klawiszowca Takahiro Nishikawę. Trio swój debiutancki album, zatytułowany, jak to zwykle bywa przy debiutach, po prostu Dreams Come True,  wydało w 1989 roku. I faktycznie marzenia się spełniły. Zarówno marzenia muzyków o popularności i karierze, jak i fanów, którzy poszukiwali muzyki wyróżniającej się spośród chłamu jaki zalewał i zalewa rynek muzyczny w Japonii. Na pun DCT oszalał niemal cały Kraj Wschodzącego Słońca. Na fali popularności zespół jeszcze tego samego roku wydał nagrał kolejny krążek, Love Goes On.  Do dnia dzisiejszego zespół nagrał 27 albumów, w tym ostatni The Soul for the People (Higashi Nihon Daishinsai Shien Best Album), w czerwcu tego roku. DCT od lat osiąga największe wyniki sprzedaży w Japonii. Ich 5 z kolej album, The Swinging Star  sprzedał się w ilości 3,200,000 egzemplarzy, i był pierwszym japońskim wydawnictwem muzycznym, które osiągnęło taki wynik. Wciąż rosnąca popularność zaowocowała wydaniem niektórych krążków także na rynek zachodni, głównie amerykański. Piosenki nagrano oczywiście od nowa, po angielsku. W 1995 roku Miwa rozpoczęła solową karierę, pozostając w składzie DCT do dnia dzisiejszego. W 2002 roku zespół opuścił Takahiro Nishikawa. Od tamtej pory Masato i Miwa pracują we dwoje.

DCT zalicza się do tak zwanego j popu, w którego ramach mieszczą się skrajnie różni stylistycznie artyści. Jednakże muzyka DCT trafiła do tego worka nie do końca słusznie. To prawda że zwłaszcza ich początkowe nagrania to  pop, ale na wysokim poziomie. Zawsze wyczuwalne były fascynacje funkiem i jazzem, a im bliżej naszych czasów, tym bardziej staje się to słyszalne. Dodatkowo silny wokal Miwy wyróżnia twórczość tego zespołu na tle plastikowych, najczęściej pozbawionych głosu gwiazdeczek. Nie znajdziemy też tutaj typowego dla języków azjatyckich “miauczenia”, które wiele osób odstrasza od dalekowschodniej muzyki.

Jeśli jeszcze was nie przekonałem do zapoznania się z twórczością spełnionych marzeń, to może sprawi to teledysk do utworu Love Letter.