W dniu wczorajszym minęła 40. rocznica śmierci jednego z najwybitniejszych muzyków jazzowych w historii – Louisa Armstronga. Louis Armstrong zmarł 6 lipca w Nowym Jorku na atak serca, przeżywszy 70 lat. Pochodził z Luizjany, gdzie swoją przygodę z muzyką rozpoczął grą na kornecie – instrumencie popularnym wśród muzyków z Nowego Orleanu. Później stał się rozpoznawalny dzięki grze na trąbce oraz – a może przede wszystkim – charakterystycznej, chropowatej barwie wokalu.

Zainteresowania muzyczne Louisa Armstronga wychodziły poza ramy jazzu, szybko stał się więc pierwszym tak popularnym afroamerykańskim przedstawicielem cross over – muzyki przekraczającej gatunki. Chętnie sięgał zarówno po dixieland, swing, jak i tradycyjną muzykę pop w stylu Gershwina czy Cole Portera.

Swoją popularność jako muzyka chętnie wykorzystywał w słusznej sprawie i hołdowaniu wyższym ideom, wspierając walkę o prawa człowieka w Ameryce.

Louis Armstrong zmarł miesiąc przed swoimi 70 urdzinami. Na jego pogrzebie pojawili się m.in. Bing Crosby, Ella Fitzgerald, Dizzy Gillespie, Pearl Bailey, Count Basie czy Frank Sinatra. Podczas uroczystości zaśpiewała Peggy Lee i Al Hibbler (“Nobody Knows the Trouble I’ve Seen”.

inf. onet/fot. Getty Images