Występy połączonych zespołów Kroke i Tindra oraz polsko-norweskiej grupy Karuzela podbiły serca publiczności Vossa Jazz Festival. Gwiazdą był trębacz Tomasz Stańko.

Nie ma przesady w stwierdzeniu, że zespół Kroke jest bardziej znany za granicą niż w Polsce. Ich liczne koncerty na festiwalach na całym świecie, nagrania dla zagranicznych wytwórni procentują popularnością. Do tego dochodzi ciekawość słuchaczy, bo muzykaKroke wymyka się jakimkolwiek klasyfikacjom. Najlepiej pasuje do niego określenie: improwizowana muzyka świata.

Podwójny triumf

Na festiwalu Vossa Jazz Kroke wystąpiło dwukrotnie. Pierwszy koncert był nie lada wyzwaniem dla tria, bo scena była usytuowana w sąsiedztwie baru. Mimo dobiegającego stamtąd hałasu Kroke dało koncert przerywany brawami po każdej solówce. Tuż pod sceną zgromadziły się przedstawicielki płci pięknej, które przeżywały muzykę nie kryjąc emocji. Niektóre kontemplowały ją z zamkniętymi oczami kołysząc się do rytmu. Z tego stanu wyrywały je na chwilę tylko oklaski. Na program złożyły się przede wszystkim kompozycje z nowego albumu „Out of Sight”: „Desire”, „Janitsa”, „Fields of Sorrow” ale były także inne przebojowe tematy zespołu jak choćby owacyjnie nagradzany temat „Tangola”, a na bis „Eddie”.

Dzień później muzycy wystąpili w prestiżowej sali domu kultury Kulturhus Voss, gdzie zaplanowano ich wspólny występ z folkowym triem Tindra. Altowiolista i wokalista Tomasz Kukurba, akordeonista Jerzy Bawół i kontrabasista Tomasz Lato powiedzieli mi, że cenią sobie koncerty w takich właśnie salach o znakomitej akustyce. Wtedy niuanse brzmieniowe, których w muzyce Kroke nie brak, łatwiej docierają do słuchaczy.

Pierwsze spotkanie z trzema młodymi Norweżkami tworzącymi grupę Tindra miało miejsce na Forde Folk Music Festival 2010 w Norwegii. Wspólny koncert był pomysłem dyrektorki tej imprezy, a jak był trafiony, mogli się przekonać także słuchacze na festiwalu Dźwięki Północy w Gdańsku. Obie grupy dały w Voss swój czwarty koncert. Program był bardzo podobny do tego pierwszego, który już w maju trafi na płytę „Tindra & Kroke Live in Forde”

Koncert otworzyła kompozycja akordeonistki Irene Tillung we wspólnej aranżacji obu zespołów. W skocznym temacie para akordeonistów, a także skrzypaczka Jorun Marie Kvernberg i Tomasz Kukurba prześcigali się w improwizacjach. Urokliwą wokalizę w balladzie „Lille Lisa” zaśpiewała Ashild Vetrhus obdarzona wyjątkowo delikatnym, miłym dla ucha głosem.

Najciekawsze okazały się utwory, które powstały w efekcie syntezy tematów z repertuaru Kroke i Tindry. Takim był „Life As It Is” zawierający motywy ludowych piosenek norweskich. Wokaliza Tomasza Kukurby intrygująco zabrzmiała tuż po norweskiej partii wokalnej, a brawurowy finał Ashild Vetrhus nagrodziła burza oklasków.

Każdy z zespołów miał własne fragmenty koncertu. Bardziej żywiołowo i przebojowo zaprezentowali się muzycy z Kroke prezentując m.in. wspomniany już temat „Eddie”. Natomiast Tindra ukazała melodyjność i chwytającą za serce nostalgię tradycyjnych norweskich piosenek. Warto podkreślić, że wokalistka pracuje na codzień w instytucie archiwizującym oryginalne dokonania twórców ludowych.

Miałem okazję słuchać koncertu w sąsiedztwie melomana i bywalcy koncertow Olava Lunda, którego zdaniem Tindra, znana mu od lat z licznych występów, zyskała na współpracy z Kroke. – Oni dodali naszym dziewczynom adrenaliny – podkreślił. Taki był właśnie finał koncertu w utworze „Ajde Jano” z porywającymi improwizacjami w duetach: akordeonów oraz skrzypiec i altówki.

Osiecka po norwesku

Trzy godziny później w tej samej sali wystąpiła polsko-norweska grupa Karuzela. Na tę nazwę muzycy znaleźli słowo, które jest takie samo w obu językach, a na dodatek odnosi się do twórczości Agnieszki Osieckiej. To jej poświęcili swój projekt.

Na pomysł jego realizacji wpadła para norweskich artystów: wokalista i gitarzysta Jorn Simen Overli i wokalistka Tora Augestad zafascynowani piosenkami i poezją Agnieszki Osieckiej. Przetłumaczyli je i zaaranżowali na duży zespół. Ciekawostką jest to, że na koncertach wykonywane są w dwóch językach: po norwesku przez wspomnianą parę i po polsku przez Joannę Lewandowską-Zbudniewek. Trzeba podkreślić, że to nasza wokalistka dodaje przedsięwzięciu dynamiki i dramatyzmu.

Koncert rozpoczęły dwie popularne piosenki „Zielono mi” i „Jeszcze zima”. Ta druga doskonale korespondowała ze śniegiem leżącym na wierzchołkach gór otaczających Voss. Były też utwory z tekstami innych twórców: „Dzieci Hioba” Jacka Kaczmarskiego, „Karuzela z madonnami” Mirona Białoszewskiego, „Tomaszów” Juliana Tuwima. Zapowiadając ten trzeci Tora Augestad polecała publiczności wyszukanie w YouTube nazwiska Ewy Demarczyk, którą nazwała „polską Edith Piaf”. Natomiast Agnieszkę Osiecką określiła jako ikonę polskiej kultury. W kabaretowym stylu, wręcz popisowo wykonała „Mówiłam żartem” z akompaniamentem słynnego norweskiego zespołu Cikada String Quartet.

Dramatycznie zabrzmiało wspomnienie Osieckiej: „Nie pamiętam takiej zimy jaka była wtedy, Ojciec kupił nam choinkę wśród największej biedy” i utwór następujący po nim z przeszywającym powietrze krzykiem Joanny Lewandowskiej-Zbudniewek na koniec.

Nastrojowa piosenka „Czy te oczy mogą kłamać” zakończyła koncert pozostawiając norweską publiczność w przekonaniu, że polską muzyka i poezja jest warta odkrycia. Słuchacze w skupieniu opuszczali salę koncertową.

Rym występem w Voss Karuzela zakończyła długą, trwającą od 20 marca trasę po Norwegii. Towarzyszy jej płyta wydana przez prestiżową wytwórnię Kirkelig Kulturverksted.

Powrót legendarnej trąbki

Jeden z ostatnich koncertów festiwalu należał do nordyckiego zespołu Tomasza Stańki. Nasz trębacz był największą zagraniczną gwiazdą Vossa Jazz, a konferansjer zapowiedział go jako wielokrotnego zwycięzcę ankiety magazynu Down Beat. Stańko dał koncert na swoim, wysokim jak zawsze, poziomie. Z młodymi Skandynawami gra już coraz rzadziej. Wydaje się, że osiągnął z nimi już wszystko, dlatego coraz częściej występuje z amerykańskimi jazzmanami. Wydaje się, że postęp zrobił fiński pianista Alexei Tuomarila, pozostali nie wnoszą do muzyki już nic nowego. Trąbka Tomasza Stańki pozostała drapieżna i liryczna zarazem, taka jaką pamiętają jego dawni fani i lubią ci, którzy znają tylko ostatnie albumy artysty. Na bis zabrzmiała tradycyjnie już kołysanka z filmu „Rosemary’s Baby” Krzysztofa Komedy nie rozpoznana od razu, jak w Polsce. A jednak miłośnicy jazzu w Norwegii pamiętają wcześniejsze koncerty naszego trębacza, bo sala była wypełniona, publiczność żywo reagowała na solówki, a po koncercie fani podchodzili do artysty z prośbą o autografy. Po raz pierwszy usłyszałem wtedy w Voss polską mowę.

Występy naszych artystów w Voss były możliwe dzięki wsparciu Funduszu Wymiany Kulturalnej zasilanemu przez Norwegię. Dotychczas wydano ponad 40 mln zł na 71 projektów.

– Marek Dusza z Voss / Rzeczpospolita