Ile znacie współczesnych kołysanek? Nie takich, które śpiewali Wam bliscy do snu, ale takich, które dziś możecie zanucić – może nawet własnym pociechom? Natalia Kukulska i Marek Napiórkowski Wam w tym pomogą – nagrali bowiem nietypową płytą ze współczesnymi kołysankami autorstwa poety Włodzimierza Wysockiego. O ich wyjątkowości i kulisach powstawania albumu “Szukaj w snach” opowiedzieli podczas długiej rozmowy.

www.youtu.be/WmyridIPsd0

Piosenki, które nagraliście na płycie pochodzą ze spektaklu „Szukaj w snach”, którego premiera odbyła się 23 września 2017 r. w Teatrze Starym w Lublinie. Skąd pojawił się zatem pomysł, by je wydać na płycie?

MN: Geneza projektu wygląda tak, że Teatr Stary z Lublina zwrócił się do mnie z prośbą, bym napisał muzykę do tekstów lubelskiego autora Włodzimierza Wysockiego. Teksty wydały mi się szlachetne i inspirujące, więc powstały do nich piosenki, na których bazie  stworzyliśmy koncerto-spektakl. Już na etapie powstawania tych utworów, zaczęliśmy się zastanawiać, kto mógłby je zaśpiewać. Szczęśliwie przyszła mi do głowy Natalia. Później po zagraniu 17 koncertów w Teatrze Starym dla publiczności w bardzo rożnym wieku, uznaliśmy wraz z Teatrem, że chcemy z tą muzyką pobyć dłużej i nagrać płytę.

I dokładnie w takich wersjach były one prezentowane w spektaklu?

NK: W zasadzie najpierw była praca w naszym domowym studio, czyli powstawały aranżacje, natomiast wydaje mi się, że same kompozycje tak je definiują, że nie było sensu robić z tego jakiegoś sztucznego tworu i produkcji. Kiedy Marek zwrócił się do mnie z tym pomysłem, pomyślałam, że można by zrobić ten album z wykorzystaniem jakiejś delikatnej elektroniki. Później okazało się jednak, że te utwory najlepiej kleją się z brzmieniami akustycznymi, więc domieszka elektroniki jest naprawdę subtelna. Stąd obok gitary, kontrabasu, klawiszy i perkusji pojawiły się m.in. marimba, jakieś oddechy, a nawet odgłosy mojej malutkiej córki Laury. Praca z muzykami nad “Szukaj w snach” wyglądała przede wszystkim tak, że odbyliśmy w Teatrze Starym w Lublinie szereg prób przed pierwszym koncertem. To jest fajne, gdy materiał zdąży się ograć i dochodzą pewne niuanse, których nie można zaplanować w studio. Album natomiast powstał po zagraniu aż 17 spektakli. Dlatego dźwięki na płycie muzycy nagrali w studiu S4  na „setkę”.

MN: Wszystkie wersje utworów były rejestrowane na żywo. Przez to, że graliśmy wcześniej koncerty, nie musieliśmy się uczyć utworów- graliśmy razem, bo zależało mi na zespołowej interakcji.

Czy te 10 liryków, to wszystkie teksty, jakie Włodzimierz Wam zaproponował?

NK: Tak. Do albumu natomiast doszły dwie kompozycje instrumentalne Marka, które zresztą uwielbiam.

Publiczność dziecięca jest podobno najtrudniejsza i najbardziej wymagająca. Zgadzacie się z tym stwierdzeniem?

NK: To jest publiczność, którą trzeba się szczególnie zająć. Dzieci nie można w żaden sposób oszukać. W przeciwnym wypadku po prostu w bardzo naturalny sposób pokazują nam swoje oblicze (śmiech). Zresztą dzieci reagowały w różny sposób, bo i tańczyły, i śpiewały, ale też zasypiały, co – podkreślałam na każdym koncercie – jest dla nas komplementem, bo w końcu gramy kołysanki. Chociaż na brawa też się nie obrażaliśmy, bo nie wszystkie kołysanki są usypiające. Marek bardzo zróżnicował tempa poszczególnych kompozycji. Muzyka tu zawsze jednak jest kojąca i działa wręcz terapeutycznie.

MN: Nie wiem, czy to jest trudna publiczność. Staraliśmy się grać te kompozycje z taką samą dbałością o jakość, z jaką robimy nasze własne „dorosłe” płyty. Utrzymanie uwagi publiczności leżało głównie po stronie Natalii, która świetnie sobie z tym poradziła.

NK: Początkowo myślałam, że ten spektakl będzie zamkniętą całością, w której opowiadamy bajki za pomocą muzyki bez tzw. konferansjerki. Dopiero scena zweryfikowała to, że trzeba czasem coś powiedzieć, zwrócić się bezpośrednio do odbiorcy. Działo się to jednak w bardzo naturalny sposób – w końcu jestem mamą i też mam tolerancję na dziecięce wybryki. Także to, że dzieci sobie odpływały, czy bywały hałaśliwe w ogóle mi nie przeszkadzało. Fajne jest to, że dzieci w pewnym momencie przestały czuć barierę między nami. Czuły się dobrze, swobodnie i naturalnie. Byliśmy dla nich przyjaznym otoczeniem.

Mam wrażenie, że ta muzyka nie jest skierowana tylko do dzieci, ale także do ich rodziców i w ogóle dorosłych, którzy potrzebują ukojenia i docenią kunszt wspaniałych muzyków. W warstwie lirycznej wyrażany jest pewien rodzaj troski o przyszłość dzieci. Tak jest w przypadku „Kołysanki dla obcych”. Z tego co wiem, była pisana z myślą o dzieciach uchodźców. I kiedy nałożymy sobie ten obraz, to ta piosenka potrafi niesamowicie wzruszyć.

MN: Można by dywagować, czym jest kołysanka. Te teksty rzeczywiście są bardzo barwne i odnoszą się do wielu tematów. Jeśli chodzi o muzyczną stronę, to mnie osobiście kołysanka jako forma kojarzy się chyba najbardziej  z utworem „Z popielnika na Wojtusia” – usypiającą balladą, która działa tak samo zagrana z akordami, jak i bez. To piosenka z bardzo prostą, quasi-ludową linią melodyczną. Pisząc nasze kołysanki, zależało mi, żeby zainteresować słuchaczy i nie stosować wobec nich taryfy ulgowej, mimo że istotnym adresatem tych utworów są dzieci. Siadając do tych kompozycji, założyłem, że chcę utrzymać w nich pewną rytmiczną dynamikę, nie zatracając ich kojącego, lirycznego charakteru. Nie można stworzyć płyty z samymi „wojtusiami”, bo wszyscy zasnęliby w trzecim utworze. Dlatego też te piosenki są nierzadko w średnich lub szybkich tempach. Stricte ballady na płycie są dwie, może trzy.

www.youtu.be/vaA0PKRknE4

Utwory „Czy Znasz?” i „Lipowa Panienka” mają formę instrumentalną. Czy to znaczy, że trakcie ich wykonywania Ty opowiadasz dzieciom jakąś bajkę?

NK: Nie, ale fajnie, że zwróciłeś na nie uwagę. Te utwory same opowiadają bajki dźwiękami.  W trakcie ich wykonywania w Teatrze Starym, na scenę wkraczali tancerze, którzy animowali różne scenki, dla których ilustracją była muzyka, a jest ona tak urocza, że otwiera wyobraźnię i zostaje na długo w głowie.

Natalio, na płycie gra też oczywiście Twój mąż, Michał Dąbrówka. Są jednak momenty, kiedy słychać go wręcz śladowo.

MN: Na to pytanie ja muszę niestety odpowiedzieć (śmiech). Michał jest bardzo ważną postacią na tej płycie. Kiedy napisałem utwory, to istniały one w wersjach opartych na fakturach gitarowych. Następnie razem z Michałem zaczęliśmy pracować nad aranżacjami i konceptem brzmieniowym projektu. Od początku wraz z Natalią i Michałem byliśmy zgodni, że chcemy, by utwory brzmiały minimalistycznie i były połączeniem muzyki akustycznej z subtelną elektroniką. Stąd na płycie pojawiają się nieoczywiste odgłosy i kolory. Bodajże tylko w dwóch utworach Michał gra na zestawie perkusyjnym, a w innych realizuje partie rytmiczne przy użyciu różnorakich sampli, szelestów i dzwoneczków. Gra też na marimbie, która jest jednym z wiodących instrumentów na płycie. Całość dopełnia kontrabas Pawła Pańty i instrumenty klawiszowe Marcina ”Małego” Górnego. Szukaliśmy unikatowych brzmień, bo nie chcieliśmy by płyta brzmiała jak jazzowy kwartet z wokalistką.

NK: Gdy Marek zaproponował mi nagranie wspólnego albumu, obydwoje byliśmy w innym świecie, gdyż zaangażowani byliśmy w promocję naszych solowych albumów. Zresztą to zabawna historia, bowiem nasze ostatnie solowe płyty ukazały się tego samego dnia u tego samego wydawcy (śmiech). Do tego projektu musieliśmy podejść zadaniowo i nasze ambicje, które realizujemy na naszych solowych płytach niekoniecznie miały tu rację bytu. Priorytetem było to, żeby to było proste, wręcz minimalistyczne, choć harmonie, które wymyślił Marek wcale takie nie są.

Wiem, że kolejne koncerty z tym projektem będą jesienią. A nie bylibyście w stanie zagrać ich teraz latem gdzieś „pod chmurką”?

NK: To byłoby trudne. Tu potrzebny jest nastrój. A takie miejsce jak „Teatr Stary” bardzo nam ułatwiło podejście do tego tematu. Miejsce to jest niezwykle kameralne, byliśmy na jednym poziomie z publicznością, bo nie było krzeseł, tylko poduszki. „Pod chmurką” nie byłoby łatwo uzyskać takiej atmosfery…

A będzie ciąg dalszy?

MN: Dopiero zaczęliśmy tę przygodę (śmiech). Na razie jesteśmy szczęśliwi, że to się udało i próbujemy zainteresować słuchaczy tym projektem. Myślę, że jego życie dopiero się zaczyna za sprawą tej płyty. Liczymy, że szersza publiczność się na to otworzy. Nie mamy jednak aż takiej nerwicy artystycznej, żeby już tworzyć kolejne części tego projektu (śmiech).