Muzykę na płycie “Brothers” tworzy dziewięć utworów – osiem nowych, autorskich kompozycji Adama Bałdycha oraz cover Leonarda Cohena “Hallelujah”, które tworzą spójną, pełną całość. Utwory utrzymane są w europejskim idiomie muzyki improwizowanej, na granicy muzyki jazzowej, poważnej oraz elementów indie rocka / alternative, które nadają muzyce Bałdycha specyficznej chropowatości i buntowniczej aury. Dodatkowy głos wprowadza znakomity norweski saksofonista Tore Brunborg (znany ze współpracy z Manu Katche czy Tordem Gustavsenem), który w połączeniu ze skrzypcami tworzy nietuzinkowy kolaż.

O najnowszej płycie “Brothers” rozmawiamy z Adamem Bałdychem. 

Od melodyjnego i urzekającego lekkością “Bridges” do bardziej nieokiełznanego, nieco przybrudzonego “Brothers” minęły 2 lata. Wiele te płyty łączy jak np. wirtuozeria czy dbałość o jakość dźwięku, ale sporo też różni. Powiedz, co zmieniło się w życiu kwartetu przez ten czas. Czym dla Ciebie są te dwie płyty?

Bardzo zależy mi na tym, aby moja muzyka odzwierciedlała zmiany jakie we mnie zachodzą. Dojrzewa moja osobowość, a wraz z nią moja muzyka. W zależności od nastroju, tematów które poruszam zmienia się też jej brzmienie, choć jej wspólnym mianownikiem jestem ja. Dojrzewa artystyczna również relacja między mną a Helge i chłopakami.

Dwa lata spędziliśmy grając i podróżując, mieliśmy piękne chwile oraz momenty refleksji, kiedy dyskutowaliśmy nad tym, co naszym zdaniem tworzy jakość i siłę muzyki. Zdecydowanie wierzymy, że jest to energia twórcza, jedność i dbałość o prawdziwy przekaz. Myślę, że na nowej płycie słychać proces, który w nas zaszedł. Pod względem klimatu Brothers jest dużo bardziej refleksyjna, chociaż nie brakuje w niej niemal rockowej energii rozgrzewającej instrumenty do czerwieni.

“Brothers” to doskonałe brzmienie, dynamika, przestrzeń, ogrom mniejszych i większych napięć, znakomite interakcje między członkami zespołu. Wygląda na to, że doskonale się dogadujecie z Helgen Trio. To już druga Wasza wspólna płyta i zapewne nieostatnia.

Wiele projektów jazzowych tworzonych jest na chwilę, na jedną płytę. Ja postanowiłem postawić na zespół, który wypracował sobie już pewną drogę, ale poszukuje nowych dla niej kontekstów. Ważna jest też zwykła, międzyludzka interakcja. Z Helge, Frode, Per Oddvarem i Tore jesteśmy po prostu dobrymi kumplami, którzy grą wyrażają też swoją przyjaźń. W muzyce potrzebne jest ogromne zaufanie, bo gramy jazz, który jest bardzo nieobliczalny, trudno nam przewidzieć gdzie z tą muzyką wylądujemy i dlatego tak ważne jest żebyśmy mogli na sobie polegać. Przed nami koncerty promujące Brothers, wierzę, że nasza muzyka dojrzeje jeszcze bardziej w najbliższych latach.

Przesłanie, a zarazem tytuł Twojego najnowszego albumu, “Brothers” jest niezwykle istotne. Jak można przeczytać w informacjach prasowych, jest ono zarówno hołdem dla Twojego przedwcześnie zmarłego brata, jak również odnosi się do więzi, które łączą Cię z Twoim zespołem. Rozwiń proszę dlaczego zdecydowałeś się na taki właśnie tytuł dla swojej płyty.

Tak, płyta jest dedykowana pamięci mojego brata, który był jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Jego strata była dla mnie ogromnym ciosem i czułem silną potrzebę aby dać jej wyraz w swojej muzyce. Muzyka potrafi zachować moje emocje lepiej niż fotografia, słowa czy film. W tym ujęciu jest to bardzo osobisty aspekt tego albumu. Rozmyślając nad znaczeniem Braterstwa doszedłem również do wniosku, że jest to temat niezwykle ważny dla człowieka żyjącego w dzisiejszych czasach, które poprzez konflikty bardzo podzieliły ludzi. Potrzebujemy raz jeszcze stać się dla siebie braćmi i siostrami, zastanowić się jak okazać miłość i empatię drugiemu człowiekowi, szczególnie temu, który jest słabszy. Uważam, że sztuka powinna dotykać duszy i wrażliwości człowieka, zmusić go do zastanowienia się nad ważnymi sprawami, odnalezienia chwili na refleksję pośród tysiąca spraw codziennego szybkiego życia.

Jesteś autorem wszystkich kompozycji na albumie (oprócz Hallelujah). W jaki sposób pracujesz nad utworami? Jak one powstają i czy przynosisz je w pełni gotowe na próby z kolegami z kwartetu? Jak wygląda ich wkład w ostateczny kształt kompozycji?

Kompozycje zwykle piszę w przeciągu kilku tygodni, aranżuję je a następnie pracujemy nad ich ostatecznym kształtem z zespołem. Cały rok zbieram pomysły, aby następnie spisać je w formie kompozycji. Zamykam się w klimatycznym miejscu i oddaję procesowi tworzenia. To chwila kiedy nie ma mnie dla nikogo, tylko dla muzyki i całą koncentrację poświęcam jej.

Często przy okazji różnych recenzji czy relacji z Twoich koncertów mówi się o “słowiańskiej nostalgii”, która określać ma Twój sposób gry, melodykę, wrażliwość. Myślisz, że takie określenia wobec polskich muzyków są zasadne czy to może bardziej chwyt marketingowy? Polscy jazzmani faktycznie są tacy wyjątkowi?

Myślę, że wszystko zależy od konkretnego artysty, od tego jaki obierze kierunek. Staram się szukać swojego języka i pracować nad nim, aby był coraz bardziej wysublimowany. Będąc w Nowym Jorku pośród ludzi reprezentujących wiele kultur, zacząłem zadawać sobie pytanie o swoją własną tożsamość. Wtedy udało mi się odnaleźć swój własny głos. Wiele ludzi stara się mówić nam jak mamy żyć, jak grać, którędy iść. Bardzo trudno jest w tym wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie na czym mi naprawdę zależy. Ale jest to jedyna droga, która w perspektywie da nam szczęście. Dlatego od dawna mocno wierzę w swoją drogę i ciężko pracuję, aby wytyczyć swoje ścieżki. Gdzie mnie zaprowadzą? Nie wiem, ale podróż jest fascynująca.

Twoje nagrania oprócz przestrzeni i dynamiki, charakteryzuje szczególne podejście do ciszy. Twoja muzyka zaczyna się w ciszy (“Prelude”) i na koniec w ciszy się rozpływa (“Coda”). Wiemy, że cisza potrafi być niezwykle wymowna i potężniejsza niż kawalkada dźwięków. Jak scharakteryzowałbyś rolę ciszy w swojej muzyce?

Cisza jest tym czego obecnie niezwykle mocno poszukuję. Badam jej siłę i znaczenie. Często zestawiam ją z krzykiem, aby jeszcze mocniej wyeksponować jej właściwości. W ciszy zadajemy sobie ważne pytania. W ciszy możemy opowiadać o niezwykle intymnych sprawach. Cisza jest przestrzenią w której bardzo dbamy o każdy detal naszej wypowiedzi, bo nic nie umknie naszej percepcji. Stąd jej siła.

Na płycie obok ośmiu Twoich kompozycji, jest cover Leonarda Cohena “Hallelujah”. Nie wiem czy się zgadzasz, ale to utwór niesłychanie już wyeksploatowany, i śpiewany przez wszystkich – od ulicznych grajków przez gwiazdy pop. Twoje podejście jest jednak bardzo oryginalne. Wydaje się, że udało się Wam wydobyć z tego utworu coś nowego, dzięki czemu brzmi świeżo. Skąd pomysł, żeby zagrać akurat Cohena?

Masz rację. Sięgać po Hellelujah to bardzo ryzykowne posunięcie. Ale ja bardzo lubię ryzykować i wierzę, że nawet w tak ogranym utworze mogę odnaleźć sposób na stworzenie swojego muzycznego świata. Kiedy zdecydowałem się na nagranie tego utworu, było lato 2016 roku. Jesienią ogrywaliśmy materiał na koncertach. Tuż przed wejściem do studia graliśmy wraz z Helge w Niemczech. Tego dnia dowiedzieliśmy się o śmierci Leonarda Cohena. Trzy dni później nagrywaliśmy tę kompozycję czując powagę chwili. Mam nadzieję, że jest tam na górze z moim bratem i mają się dobrze. My mamy tu jeszcze coś do zrobienia.