Anna Świrszczyńska. Poetka. Polka. Bohaterka. Kobieta. Przeżyła dwie wojny światowe. W swojej głowie przechowywała obrazy, których my nigdy nie chcielibyśmy oglądać. Kilkadziesiąt lat zajęło jej wydostanie tych obrazów i zamknąć je w słowa. Nie znałem jej wcześniej. Nie wiedziałem, że była sanitariuszką w powstaniu warszawskim. Nie wiedziałem. Na szczęście Muzeum Powstania Warszawskiego postarało się, abym ja, aby każdy wiedział i pamiętał. Agnieszka Glińska, reżyserka teatralna została poproszona o wybranie kilku wierszy Świrszczyńskiej do projektu muzycznego. Muzykę skomponował Mariusz Obijalski, współpracujący na co dzień z Fisz Emade. Jest on także kierownikiem muzycznym całego projektu. Aczkolwiek słowo projekt jest zbyt błahe, aby ująć co tu się wydarzyło. A zdarzyło się po trzykroć niesamowicie. Po pierwsze: strefa tekstowa jest ekstremalnie poruszająca. Przewija się tutaj śmierć, strach, bezsilność, heroizm i oczyszczenie. Poetka używała słów prostych ale ostrych, które mają idealne przełożenie także na współczesną rzeczywistość. Zaledwie 11 wierszy, niekiedy kilka zdań, a taka wielkość z nich bije, że człowiek czuje się wobec nich bezbronny.

Jestem napełniona miłością / jak wielkie drzewo wiatrem / jak gąbka oceanem / jak wielkie życie cierpieniem / jak czas śmiercią”

www.youtube.com/watch?v=d67jBKa836E

Po drugie: strefa muzyczna jest adekwatna do każdego wplecionego tu słowa. Przepiękny, surowy, melancholijny jazz bez zbędnych ozdobników i ceregieli. Zadbali o to: Mariusz Obijalski, Robert Kubiszyn, Hubert Zelmer oraz kwartet smyczkowy: Marta Zalewska, Lucjan Szaliński-Bałwas, Jerzy Wołochowicz, Michał Zaborski (Atom String Quartet). Gościnnie swoją cząstkę zostawili też Mitchell Long, Sebastian Studnitzky oraz sam John Scofield.  Po trzecie: strefa wokalna. Zszywacz, który trzyma i scala w jedną bryłę. Monika Borzym, jedna z najwybitniejszych jazzowych wokalistek młodego pokolenia… a może i najbardziej wybitna, bo nie mogę sobie sklasyfikować i postawić obok niej kogoś równie zdolnego. Tak czy inaczej wybór wokalistki idealny. Istota słów i muzyki zamknięta prostym głosem. Prostym ale wielkim. Emocje wybrzmiewają w każdej głosce. Nawet w oddechu. I nie chodzi tu o rozpływanie się nad techniką śpiewania, nie chodzi o wrażenia wywodzące się z barwy. Tu są dreszcze emocji. Największym tego dowodem był koncert w Muzeum Powstania Warszawskiego, który odbył się w dzień premiery. Sama artystka powiedziała:

Materia jest tak delikatna i tak poruszająca, że boję się, że sama nie zapanuję nad tymi emocjami”

Zapanowała, co więcej, transferowała je słuchaczom aby mogli poczuć to co ona. Na płycie jest podobnie. Czuć. Naprawdę to czuć. W utworze “Bardzo smutna rozmowa nocą” Monikę wspiera Wojciech Waglewski. Nie powiem o nim nic. Bo nie mam słów. Aranżacja totalna (!!!). Jestem twardzielem, nie potrafię się nadmiernie wzruszać, taka przypadłość. „Jestem przestrzeń” dociera w takie moje zakamarki, których ja nie ruszam za często. Wzruszam się co chwilę, do kwadratu. Świrszczyńska, Obijalski, Borzym. Ogromny szacunek! W książeczce dołączonej do płyty przeczytamy słowa Czesława Miłosza o poetce:

rzecz polega na tym, że jej dzieło poetyckie ofiarowuje się jako spełniony los, ale spełniony nie poprzez artyzm, z życiorysem gdzieś w tle, ale jako jedność wierszy i osoby, gwałtownej, namiętnej, dumnej, pokornej, grzesznej, współczującej, miłującej, szalonej”.

Osobiście nie będę wracać do tej płyty. Ja od niej po prostu nie odejdę.

Ocena płyty: