Rory Graham znany jako Rag’n’Bone Man jest marzycielem, żyjącym w swoim idealnym świecie. W 2000 roku zaczynał jako nastoletni raper w rodzinnym Uckfield by 4 lata później, zachęcony przez ojca, zaczął śpiewać w klubach bluesowych. Na pierwszych trzech EPkach („Bluestown”, „Wolves” i „Disfigured”) muzyka Rag’n’Bona Mana wyraźnie była inspirowana starymi płytami z pogranicza soulu i rapu. Nowy album pojawił się po dwuletniej przerwie i nie sądziłem, że będzie to tak ważny album.
„Human” to przepiękne piosenki zrealizowane bez przepychu, efekciarstwa i dzisiejszej techniki. Płyta brzmi jak solidnie nagrane demo, bez nakładek, sztucznych brzmień i zbędnej kosmetyki. Na płycie Rag’n’Bone Mana nie ma miejsca na współczesną modę i loopy, daleko jej do eksperymentalnych rozwiązań brzmieniowych najnowszego pokolenia twórców soulowych. Ale głos wokalisty hipnotyzuje jak zawsze i opowiada historie o życiu i miłości, trochę smutne, jakby Rory miał nie 30 lat a 300, jak w genialnym „Skin”. „Human” to prezent wyjęty ze starego zakurzonego kufra porzuconego na strychu.
Taki prezent, którego dziś nie można kupić w supermarkecie.
Płytę otwiera singlowa, tytułowa kompozycja zmuszająca do złapania w biegu hiphopowych ciuchów i wskoczenia do lustra, po drugiej stronie którego czeka nas magiczna podróż. Czekają na nas opowieści wyrażające tęsknotę za minionymi laty, radość i smutek. Czekają na nas utwory, w których mroczny klimat przeplata się z przebojowością, akustyczne dźwięki mogą przeobrazić się w nośny popowy refren, hiphopowe wersy w niepokojącą partię gospel. Pałeczka dyrygenta trafia kolejno do Joe Cockera, Erica Burdona, Cee-Lo Greena. Niczym nie krępowana i na wyżej wymienione sposoby rozkręcana wyobraźnia twórców i producentów zaowocowała nagraniami, które tworzą bogatą wiązankę smaczków, opartych na klasycznym rytmicznym podkładzie. Gdy po niemal godzinie wracamy do swojego pokoju zdajemy sobie sprawę z tego, że była to niesamowita, ale wcale nie męcząca podróż.
www.youtube.com/watch?v=L3wKzyIN1yk
Rag’n’ Bone Man śpiewa wspaniale – potrafi, w sobie tylko właściwy sposób, połączyć dużą dawkę energii z intymnym, osobistym ciepłem. Niestety, momentami przerasta wykonywany materiał. W sumie – doskonale zaśpiewana, zagrana i nagrana, melodyjna muzyka rozrywkowa. Na wskroś współczesna, ale z głębokim ukłonem w stronę lat 70. Daje to dobry efekt, bo muzyka Brytyjczyka nie jest dzięki temu ani nudna, ani uboga, ani zamknięta w jednej wąskiej szufladce.
Zagłębiając się w „Human” można zapomnieć o bożym świecie. Dawno nie było mi dane słuchać czegoś tak niesamowitego. Prawdziwie wielka soulowa płyta ze zdjęciem wytatuowanych trupimi czaszkami dłoni wokalisty na okładce.