Spotkaliśmy się pewnego wieczoru w Katowicach. Ani u nas, ani u niej – w pół drogi. Była dokładnie taka, jak w naszym głośniku, który stoi na regale. Niczym się nie różniła od siebie samej nagranej na płytach. Tyle tylko, że jadła i to był dla nas dowód, że żyje i jest prawdziwa.

Z Magdą Umer rozmawiamy o najnowszej płycie nagranej z Bogdanem Hołownią „Bezsenna noc”, na której znów uratowała kilka piosenkowych istnień.

Pomysł na tę płytę, jak możemy się domyślać, zrodził się w dwóch głowach – Pani oraz Bogdana Hołowni. Ale czy zrodził się w nich jednocześnie?

Wcale! Pomysł na tę płytę zrodził się w głowie Roberta Kijaka z Wydawnictwa Agora. Ale ucieszyła nas ta propozycja.

Więc to miała być po prostu przyjemna praca.

Tak. Spotkaliśmy się i zaczęliśmy się zastanawiać co mamy nagrać. Bogdan wspomniał, że niedawno szedł Placem Konstytucji w Warszawie i kupił od pewnego pana, za 10 złotych, płytę Miry Zimińskiej, której akompaniuje pan Jerzy Wasowski. A trzeba wiedzieć, że Bogdan jest wielkim wielbicielem Jerzego Wasowskiego. A ja sobie wtedy przypomniałam, że dostałam kasetę z tym właśnie albumem 20 lat wcześniej od Jeremiego Przybory, ale gdzieś się to zapodziało, jak prawie wszystko w moim życiu.. Pamiętałam tylko, że Jeremi dając mi tę kasetę mówił, że pan Wasowski był kimś więcej niż tylko wspaniałym kompozytorem i aktorem Kabaretu Starszych Panów. Był wszechstronnym genialnym artystą, między innymi także  cudownym akompaniatorem.

I tak wzięliśmy tę właśnie płytę na warsztat. Zaśpiewaliśmy z niej cztery piosenki Mariana Hemara, jedną Juliana Tuwima . Tak się to zaczęło.

Czyli – spotkali się artystyczni spadkobiercy Wasowskiego i Przybory?

Coś w tym rodzaju… To co nas już od dawna łączyło to właśnie miłość do tych dwóch postaci. Bodzio studiował  w Ameryce i zawiózł im tam kompozycje pana Wasowskiego. Nie mogli podobno uwierzyć, że kompozytor tej klasy nie jest znany na całym świecie. To jest talent na miarę największych kompozytorów piosenek na świecie.

A ja przyjaźniłam się z Jeremim Przyborą. Bodzio marzył od dawna, żeby Go poznać.

Tylko że Jeremi pod koniec życia mówił, że już nikogo więcej poznać nie chce. Uciekał od ludzi.  Ale wymyśliliśmy fortel. Ja w każdą środę spacerowałam z Jeremim po Łazienkach. Umówiłam się z Bogdanem, że  o ustalonej godzinie będzie się jakby nigdy nic tamtędy przechadzał i całkiem przypadkowo spotka się z nami w dokładnie przeze mnie wyznaczonej kawiarence „True Madame”. I tak właśnie, dzięki szczęśliwemu przypadkowi, poznali się.

Na naszej nowej płycie znalazła się piosenka „Pejzaż bez ciebie”, którą ja poświęcam pamięci Jeremiego, a Bogdan pamięci pana Wasowskiego. To jest nasza wielka, wspólna miłość.

Ale i poza tą miłością do Starszych Panów, jesteście do siebie dosyć podobni. Bogdan Hołownia to, podobnie jak Pani, wrażliwiec i romantyk.

Może … Stanowimy tandem melancholików, melepet i ludzi z tak zwanym umownym temperamentem. Mamy podobny gust literacki i muzyczny. A Bogdan jest bardzo ciekawą i inteligentną osobą. I do tego jest mistrzem czegoś-tam w szachach…. może nawet Torunia?

Romantyk-ścisły umysł. Ciekawe połączenie.

To osoba nie z tego świata. Nasze wspólne nagrywanie trwało dosyć długo, ale tylko dlatego, że trudno było ustalić termin próby. Oboje jesteśmy bardzo zajętymi ludźmi. Ale jak już się udało to pracowaliśmy bardzo intensywnie i bez przeszkód.

I ile to w sumie trwało?

Rok.

E, to nie tak znowu długo.

Ale to tylko dwie osoby. Głos i fortepian. Można by to w miesiąc nagrać. Rok po Duetach: ”Tak młodo jak teraz” powstała następna płyta.

A właśnie, zauważyliśmy u Pani wzmożoną aktywność wydawniczą w XXI wieku. W wieku XX wydała Pani tylko dwa albumy, a w XXI już pięć.

Sama nie wiem co się dzieje . Aż trzy wydawnictwa chcą, żebym u nich wydawała. Mając lat 67 jestem zasypywana propozycjami! Komuś jest to potrzebne. I nie mówię tylko o wydawcach, ale właśnie o ludziach młodych. Ja sobie teraz to uświadomiłam, że dla moich dzieci piosenki, które nagrywam to zupełne nowości. Nie znali ich.

My sami „Pokoik na Hożej” usłyszeliśmy pierwszy raz w życiu na Pani najnowszej płycie. Dla nas to odkrycie, że ta piosenka żyje już tyle lat, a my jej nie znamy. Tymczasem ona jest wciąż aktualna.

Wszystkie te piosenki mogłyby być napisane wczoraj. To nadal arcydzieła.

Aż dziwne, że nie są na ustach wszystkich. Ale one przetrwają i pójdą dalej.

Ja cały czas opiekuję się tymi piosenkami, które dla mnie są ważne, kochane i piękne, a dla Was są odkryciem.

Pani płyty to trochę takie tratwy, które ratują piosenki zagrożone wymarciem. Ale czy to nie straszny dylemat? Przecież tych piosenek, którym trzeba pomóc jest mnóstwo. Jak wybrać te, które przetrwają? Jak odrzucić te, które się nie mieszczą?

Zawsze wybieram piosenki, które są mi najbliższe w danej chwili. Ja nimi zawsze opowiadam jakąś historię. Myślę o tym, żeby te piosenki, które są piękne, mądre i mi bliskie, pokazać moim dzieciom. I od razu widzę, jak te piosenki młodnieją.

A jak się śpiewa takie piosenki, które wydają się być zaśpiewane raz na zawsze?  Na przykład „Jaki śmieszny”?

Jest takie stare łacińskie przysłowie: ”Duo cum faciunt idem- non est idem” – czyli: ”Kiedy dwoje czyni to samo- to nie jest to takie samo”.

W momencie, w którym  decyduję się na zaśpiewanie jakiejś piosenki to ona, opowiedziana przeze mnie,  staje się trochę i moją piosenką. Opowiadam nią coś swojego i to jest kawałek mojego życia. „Jaki śmieszny” to była moja ukochana piosenka, kiedy byłam szkolną dziewczyną. Ona przypomina mi różne wspaniałe rzeczy z młodości.

Ale głos Demarczyk trzeba sobie wymazać z głowy? Zapomnieć, że się to kiedyś słyszało?

Skąd! To największa nasza pieśniarka! No ale najpierw śpiewała tę piosenkę w „Piwnicy pod Baranami” pani Ola Kurczab, dopiero potem, po czterech latach  Ewa, potem Zofia Kucówna, potem jeszcze kilka osób. Trzeba pamiętać, że wielkie piosenki są epizodem w życiu każdego wykonawcy… My odejdziemy z tego świata, a one zostaną. Na szczęście następnych pokoleń.

I znów znajdzie się ktoś tak w nich zakochany jak ja i Bogdan, i odda im trochę swojej duszy.

Czy ta liczba nowych albumów, jakie Pani wydaje i to tempo wynika z tego, że…

Że się spieszę.

Bo wielu Pani mistrzów i przyjaciół nie ma już z nami? 

Odchodzi mój świat. Moje pokolenie jest teraz najstarsze. I dopóki widzę, słyszę i czuję, i dopóki mam dowody, jakie to jest ludziom potrzebne, będę się tymi piosenkami opiekować. Taki widocznie jest mój los.

To co czeka nas w 2017?

Prawdopodobnie Duety 2. Przymierzam się do tego.

I to znowu będą smutne piosenki? Wesołych Pani nie lubi?

Lubię bardzo i miałam nawet taki pomysł, że ułożę  całą płytę z takich piosenek.  Ale jak zaczęłam szukać i szukać, to znalazłam cztery pogodne piosenki na odpowiednio wysokim poziomie literackim….cztery  piosenki!… A teraz trzy już zapomniałam.

Chyba więc będę jednak śpiewać niewesołe piosenki, ale ze słońcem w głosie.

Rozmawiali: Madlena Szeliga, Jakub Sokołowski