Artysta zmienia oblicze, zadziwia nowymi pomysłami na brzmienie i wciąż jest rozpoznawalny. Oto wielka tajemnica Sztuki.

Jak to możliwe, żeby pisać ładne melodie, stroić je w niby oczywiste, a przecież frapujące harmonie? Jak wpada się na ten jeden bezlitosny akord, który cudownie niszczy wytworzoną atmosferę i z nagła płoszy faunę zimowego wieczoru? Co trzeba jeść, pić, macać, żeby nie widzieć żadnego problemu w zamianie stałego instrumentu na jakiś zupełnie inny? Jak bardzo można kochać muzykę i nie dać najmniejszej szansy węszycielom porównań? Jak głęboko trzeba zanurzyć się w tradycję, żeby nie brzmieć anachronicznie? Jakim cudem niektórzy stają się wyznawcami mody, a inni – nie siląc się – jej kreatorami? Jak nigdy nie być takim samym i zarazem wciąż takim samym?

Kto znajdzie odpowiedzi, znajdzie klucz do sztuki. Ja zadowalam się wiedzą, że Beyonce, starsza siostra Solange, jest koniecznym zmierzeniem się z komercją, którą na „A Seat at the Table”… ta druga oswaja dla siebie. To jest powrót starego, dobrego soulowego grania, ale pochlastanego sznytami wyniesionymi z walki ze współczesnymi trendami. Niby jest to coś czego ostatnio wiele, bo połączenie elementów soulu, jazzu i funky znaleźć można na płytach wielu wykonawców, to jednak właśnie Solange przewodzi elicie młodych geniuszy nowoczesnego R&B.

Sporo to nowych brzmień, i wypada się cieszyć, że Solange stanowczo sprzeciwiła się sugestiom wytwórni, by zatrudnić znanych producentów. Zamiast nich pojawia się tu m.in. gościnnie mistrz elektronicznych podkładów Sampha. Panna Solange ma silną osobowość, a przy tym łatwość śpiewania, przepięknym słodkim głosem. Z ogromną klasą i kocim wdziękiem prowadzi nas od głębokich ciepłych rejestrów, po anielskie, lekkie jak mgiełka trele. Nic więc dziwnego, że okrzykniętą ją następczynią genialnej Billie Holiday – szczególnie słychać to w „Cranes in the Sky”, pierwszym singlu z „A Seat at the Table”, którym Solange zdobyła natychmiastową przychylność fanów.

www.youtube.com/watch?v=S0qrinhNnOM

Do tego jest autorką bardzo dobrych tekstów, w które warto się wsłuchać. Prawie wszystkie z piosenek to żarliwe wyznania wiary w sens ludzkich różnic na przekór okolicznościom, fatum i szyderstwom gawiedzi, opowiedziane pięknym językiem poezji pozbawionej postmodernistycznych koktajli stylistycznych. Dawno nie słyszałem tak niepokojącej spokojnej muzyki.

Najlepsza płyta R&B 2016 roku – według mnie ociera się o arcydzieło. „A Seat at the Table” „dociska do nas niepostrzeżenie swoje lędźwie” i pozostawia z przeświadczeniem, że gdyby nawet Solange zaśpiewała amerykański hymn, czulibyśmy się słusznie zaspokojeni.

Nie słuchajcie tej płyty jako gry wstępnej przy butelce zacnego trunku. Wyjdźcie z tym na ulicę. A gdy jakaś solnica zwróci wam uwagę, że to nie czerwona dzielnica Amsterdamu, puśćcie jej „Don’t You Wait” – skutek gwarantowany.

Ocena płyty: