Jeżeli ktoś z dobrze znanych dziecku klocków zbuduje coś nowego, stanie się jego idolem. Umiejętność takiego czarowania udowodnili po raz kolejny Eskaubei & Tomek Nowak Quartet, tworzący jazz na styku z hip-hopem. Eksplozja wolności diablo inteligentnie kontrolowana. Laboratorium acidjazzowych kolaży zaprasza na drugi seans, zatytułowany „Tego chciałem”.

eskaubei-i-tomek-nowak-quartet-tego-chcialem-cover

„Rdzeń” projektu – jak mówią o sobie – tworzą Eskaubei – jeden z najdłużej działających undergroundowych raperów w Polsce oraz świetny trębacz – Tomek Nowak. Pierwszy z nich, kilka lat temu, pioniersko zaczął współpracować z live bandem, drugi jest uznanym jazzmanem, który koncertował w najbardziej prestiżowych salach koncertowych z Royal Albert Hall na czele. Połączyli swoje inspiracje w sposób, w jaki nikt do tej pory tego nie robił. Chwyty, które inni stosowali, tworząc na komputerze, oni wykorzystali, grając na „żywych” instrumentach. Publiczność zachwyciła się grupą za sprawą płyty „Będzie dobrze”.

Ich druga płyta „Tego chciałem” jest eleganckim połączeniem rozbujanych bębnów, delikatnego pianina i miarowych pochodów trąbki z hiphopowym widzeniem dźwięku. Niezwykle atmosferyczny i lekki album, skupiony i ekstatyczny zarazem, celnie trafia w nieco romantyczne serca niepokornych inteligentów. Oryginalne potraktowanie jazzu wykorzystano do stworzenia tajemniczej, wielkomiejskiej aury. Jazz funkcjonuje to jakby w domyśle, na pierwszy plan wybijają się deklamacje Eskaubeia.

Mało który twórca rapowy potrafi wykazać się taką dojrzałością, poszanowaniem tradycji i kulturowym poczuciem świadomości. „Tego chciałem” to album wyważony, wciągający i bogaty w starannie dobrane brzmienia. Eskaubei jest do bólu szczery, nie udaje, a jego autentyczność nie jest tylko pozorem. Wie, kim jest, i doskonale zdaje sobie sprawę, czym jest hip-hop i jak należy do niego podchodzić.

Mimo zacięcia w łamaniu wszelkich barier między swobodnym jazzem i hip-hopem, klimat muzyki sprawia wrażenie rozmów z duchami przeszłości. Wersy rapera z Rzeszowa przenikają pojękiwania żywo granych dźwięków. Jakby z niebytu wynurzają się z dosadnymi, krótkimi solówkami trębacz i pianista, uzupełniając ekscentryczną atmosferę muzycznych rytuałów. Ogromne brawa dla producentów płyty. To zapewne za ich sprawą mamy wrażenie, jakbyśmy zostali przeniesieni do wnętrza trąbki, a pozostałe instrumenty wirowały wokoło. Niczym na seansie spirytystycznym Tomek Nowak wywołuje duchy Milesa Davisa, Cheta Bakera i Dona Cherry’ego.

Wprawdzie skład (trąbka, bębny, piano, kontrabas) z góry narzuca pewne ograniczenia, ale przystępność muzyki grupy jest bezsporna w porównaniu z klasycznymi awangardzistami. W zestawieniu z kompozycjami z poprzedniej płyty, które momentami ocierały się o jazzową improwizację, „Tego chciałem” przynosi bardziej stonowaną, a zarazem bardziej przystępną muzykę.

Jeśli pociągają nas synkopowane rytmy, septymowe akordy, kontakt z emocjonalnym i technicznie nie byle jakim graniem, a przy tym dość już mamy natrętnych solówek, mało konkretnych kompozycji, ortodoksji i snobizmu, to jazz w postaci „Tego chciałem” przyjąć musimy jako atak świeżej energii. Oczywiście, zakładając, że raper nie jest dla nas wcieleniem demona odbierającym pracę biednym muzykom.

Ocena płyty: