Z okładki spoziera twarz chłopaka, którego spokojnie można wziąć za kolejnego laureata programu telewizyjnego lub ex-wokalistę boysbandu. Okazuje się jednak, że nic bardziej mylnego. Jack Savoretti to bezkompromisowy artysta po przejściach, dla którego album „Written in Scars” jest próbą powrotu do własnego muzycznego świata, zawieszonego gdzieś między folkiem a pop-rockiem.

Jack Savoretti - Written In Scars

Na „Written in Scars” wszystko niby jest – przyjemne „żywe” granie, perfekcyjna realizacja dźwięku, frapująca chrypa i niegłupie teksty. Jest przebojowy, wpadający w ucho, materiał. Ale czegoś też brakuje. Każdy rodzaj sztuki powinien mieć swój pierwiastek duchowy – swoje sacrum niejako – można się go doszukać i w bluesie, i w malarstwie abstrakcyjnym. Muzyka Jacka Savorettiego do rangi sztuki nie pretenduje i nigdy – nawet w porywach – nie urasta. Rzemieślnik nie próbuje być artystą. Jest perfekcyjną maszynką – do grania, śpiewania, wzruszania i podskakiwania. Jego pasje – tak autentycznie przeżywane – sprowadzają się do banału. Zrobił karierę muzyka popularnego używając formy rocka, maski rocka. Reszta – to tylko wrodzona energia.

Nowa płyta ucieszy fanów Jacka – jest naprawdę niezła. W porównaniu z poprzednim albumem „Before the Storm” jest to co prawda krok wstecz, ale ku tradycji, jakiej nie należy się wstydzić. Hitowe pierwsze nagranie „Back to Me” wprowadza gładko w melodyjny klimat całości. Kowbojski „Home” galopuje bębnami i kapitalną partią gitary. Tytułowy numer to wariacja na temat „Looking For The SummerChrisa Rea, ale żyjemy w epoce, w której naśladowców słucha się chętniej niż nieprzetrawione oryginały. Konwencjonalny czad „The Other Side of Love” podkreśla, że Jack Savoretti „zbliża się” jedynie do okupowanych już terytoriów. Utwór „Fight ‘Til the End” (sportowy hymn?) próbuje konkurować z „We Are The Champions” (Queen), natomiast „The Hunger” udowadnia, że domena Joe Cockera pozostaje nietknięta. Łatwiej wskoczyć na terytorium Briana Adamsa – przekonuje o tym „Tie Me Down”. Zaskakuje popowo-soulowy: tytuł „Back Where I Belong” zionie rytmem i za to go lubię. Ale nic – nawet gościnny wokal Lissie – nie przekona mnie do nudnego „Wasted”.

www.youtube.com/watch?v=Ut_ez2Ma4IM

Na „Written in Scars” nie ma muzycznych rewolucji. To jest wciąż archaiczne brzmienie, rozciągające się od melancholijnych dźwięków, delikatnej zazwyczaj gitary, która czasami staje się ostra i gwałtowna po mocny, charakterystyczny głos Jacka. I choć album poraża sztampą, wcale nie musi być niestrawnym posiłkiem. Inteligentny folk-pop-rock Savorettiego doskonale przemówi do niegoniących za modą, wrażliwych słuchaczy. Może nie jest to płyta ważna ani wielka, ale w zalewie miernych produkcji jak najbardziej godna polecenia.

Ocena płyty: